Trzecia generacja modelu Swift wdarła się w 2005 roku przebojem na polski rynek. Małe ale niezwykle urokliwe autko promowane było przez najpopularniejszą ówczesną aktorkę Joannę Brodzik. Samochód „dla bab”? Nic z tych rzeczy!
Wersja Sport, której twarzą był jeden z najbardziej utalentowanych kierowców rajdowych Michał Kościuszko, dostarczała tyle emocji i radości, że wywoływała uśmiech niemal każdego faceta który przejechał nim choćby kilometr.
W 2010 roku auto przeszło ewolucję i pod koniec roku zaprezentowano kompletnie odmienioną, czwartą generację modelu. Jednak na pierwszy rzut oka auto prezentowało się niemal identycznie do poprzednika. Czy rzeczywiście miała miejsce rewolucja? A i owszem! Po pierwsze auto zostało zbudowane na zupełnie nowej płycie podłogowej, która była nieznacznie szersza (5 mm) oraz sporo dłuższa (9 cm). Ponadto rozstaw osi zwiększył się o 5 cm co wpłynęło pozytywnie na i tak już doskonałą trakcję. Dzięki temu zabiegowi zwiększyła się przestrzeń wewnątrz – głównie dla pasażerów drugiego rzędu siedzeń oraz bagażnik.
Wnętrze samochodu można określić słowem – stonowane. Ciemne kolory tapicerki oraz deski rozdzielczej tylko gdzieniegdzie przełamane są srebrnymi plastikami. Jednak całość robi dobre wrażenie i jest przyjemne dla oka. Na środkowej konsoli króluje duży błyszczący wyświetlacz radia oraz konsola sterowania nawiewu i manualnej klimatyzacji. Ogólnie ilość możliwych guzików i przycisków została ograniczona do niezbędnego minimum, dzięki czemu nie ma konieczności ślęczenia całych nocy nad instrukcją obsługi.
Wszystko rozmieszczono intuicyjnie i opanowanie całego rozkładu zajmuje dosłownie chwilkę. Jedyny minus, co zresztą tyczy się całej gamy Suzuki, dotyczy umiejscowienia przycisku zmiany parametrów komputera pokładowego który znajduje się za kołem kierownicy – tuż przy zegarach prędkościomierza i obrotomierza. Nie dość że zmiana wymaga oderwania wzroku od toru jazdy to jeszcze sporej zręczności w trakcie jazdy.
Lekkie obawy może budzić zastosowanie twardych plastików do wykończenia całej deski, ale są one na tyle dobrej jakości, że nie powinny stanowić źródła nieprzyjemnych zgrzytów i pisków.
Fotele, choć ciut przy krótkie, zapewniają dobre trzymanie boczne a ich twardość nie przeszkadza przy poruszaniu się po miejskiej dżungli. Zakres regulacji pionowej jest na tyle duży, co dziwi troszkę w japońskim samochodzie, daje możliwość znalezienia optymalnej pozycji nawet wysokim kierowcom. Do pełni szczęścia brakuje wyłącznie regulacji głębokości kolumny kierowniczej – choć w tej klasie małe Suzuki nie jest w tym odosobnione.
Pojemność bagażnika, jak u konkurentów z tego segmentu, nie rozpieszcza właścicieli. Wynik 255 litrów przy podniesionych oparciach tylnych foteli to raczej słaby wynik, choć z pewnością zmieszczą się w nim codzienne zakupy lub niewielka walizka – a to przy miejskim charakterze samochodu jest rzeczą najważniejszą.
Testowany samochód wyposażony jest w wolnossący silnik o pojemności 1.2 z układem zmiennych faz rozrządu zaworów ssących i wydechowych VVT (Variable Valve Timing) o mocy 69 kW. Należy przyznać, że zrobił na nas spore wrażenie – zwłaszcza jeżdżąc w wyższych partiach obrotów. Oznacza to że pomimo iż start spod świateł jest raczej ospały to manewr wyprzedzania można wykonać naprawdę sprawnie. Prędkość maksymalna jaką udało się nam osiągnąć to 175 km/h co stanowi całkiem imponujący wynik jak na takiego malucha.
Na pochwałę zasługuje również automatyczna skrzynia biegów. Zmiana przełożeń odbywa się bardzo płynnie i przy niższych obrotach niemal niewyczuwalnie. Jedynie przy wyższych partiach obrotów czuć lekkie szarpnięcie. Niektórzy mogą się czepiać, że troszkę zbyt długo przeciągane są biegi, lecz pamiętajmy że to właśnie w tym zakresie obrotów Swift czuje się najlepiej!
Poziom spalania podany przez producenta w cyklu mieszanym to 5,6 l/100 km. W naszym teście poruszaliśmy się po całym spektrum Warszawskich dróg począwszy od zakorkowanego centrum aż po komunikacyjny raj na autostradzie S8 (oczywiście przy nieustającej pracy na pełnych obrotach klimatyzacji). Ostatecznie wynik zakończył się spalaniem na poziomie ok. 7 litrów choć przyznajemy, że troszkę delikatniejsza jazda z pewnością pozwoliłaby na redukcję poziomu spalania o co najmniej 0,5 litra.
Do najważniejszych zalet Swifta należy jednak rewelacyjna trakcja. Auto wręcz klei się do asfaltu w ciasnych zakrętach nawet przy wyższych prędkościach. Za takie zachowanie odpowiedzialny jest duży rozstaw osi i kół, niski punkt ciężkości, zwiększona sztywność całego nadwozia (wykorzystanie stali o podwyższonej wytrzymałości przy jednoczesnym obniżeniu jej grubości) oraz rewelacyjne zawieszenie w którym udoskonalono układ stabilizatora i sprężyn śrubowych oraz odchudzona i zmodyfikowana została tylna belka skrętna. Ogólnie samochód prowadzi się niezwykle precyzyjnie i pewnie a jedyne na co trzeba uważać to, z uwagi na niewielką masę, boczne podmuchy wiatru przy wyższych prędkościach.
Podsumowując Suzuki Swift to naprawdę udana konstrukcja. Idealnie wpisuje się w miejski krajobraz i z pewności spełni pokładane w nim oczekiwania. Na pochwałę zwłaszcza zasługuje rewelacyjna trakcja, żwawy mały silnik oraz modny i atrakcyjny wygląd. Jedyna wątpliwość, która rzutuje na atrakcyjności tego modelu, to cena w kwocie 53 900 zł plus 1 700 zł za metalizowany lakier. Sporo jak na auto segmentu B, choć rekompensatą jest naprawdę niezłe wyposażenie standardowe.
Tekst i zdjęcia: MARCIN KARACZUN
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.