Trwa zamieszanie wokół “łapania” kierowców przez strażników miejskich za pomocą fotoradaru. Praktycznie nikt nic nie wie: mogą czy nie mogą. Bo prawo takie jednak teoretycznie posiadają.
Gdy parlament zaczynał prace nad nową ustawą dotycząca przepisów związanych ze stosowaniem urządzeń kontrolujących prędkość, mówiło się, że straż miejska zostanie uprawnień kontrolnych pozbawiona.
I słusznie, bowiem dotychczasowe doświadczenia nie są dla strażników korzystne. I trudno, aby były: straż podlega samorządom (prezydentom, burmistrzom, wójtom) stąd natychmiastowe skojarzenie, że chodzi tu nie o poprawę bezpieczeństwa, ale o ratowanie budżetu gminy czy powiatu.
Zobacz także:
NASZE WCZEŚNIEJSZE FELIETONY
Z całym szacunkiem: straż miejska ma co robić w kwestii bezpieczeństwa “własnych” obywateli i zupełnie niekoniecznie musi brać się za jadące samochody. Oczywiście każdy funkcjonariusz pragnie być ważny, ale moim zdaniem wciąż należy rozróżniać pozycję i kompetencje policjanta oraz strażnika miejskiego.
Wszak żeby zostać policjantem trzeba się specjalistycznie pouczyć, skończyć wcale niełatwą “szkółkę”, natomiast strażnikiem może być w praktyce nawet niepełnosprawny “pociotek” pana burmistrza…
Wracając jednak do fotoradarów. Parlament jednak uległ mobbingowi: obok policji i Inspekcji Transportu Samochodowego – służby w przeciwieństwie do SM wyspecjalizowanej w sprawach “Kodeksu Drogowego” – straż utrzymała swoje uprawnienia. Zostały one tylko nieco uwarunkowane. Choćby w kwestii uzgadniania z policją miejsca umiejscowienia fotoradaru oraz odpowiedniego oznakowania tego miejsca.
Tak więc SM może znów “łapać”. Może i jednocześnie nie może, bowiem w Kodeksie Wykroczeń jest luka – urzędnicy ministerstwa nie wydali dotychczas rozporządzenia, które by określało, w jaki sposób muszą być oznakowane miejsca, w których znajdują się fotoradary strażników. Aktualnie, jeśli otrzymamy pismo lub zostaniemy zatrzymani przez SM, możemy spokojnie odmówić zapłacenia mandatu i udać się do sądu…
Fotoradary są i pozostaną sprawą sporną. Francuzi twierdzą, że dzięki nim zwiększyło się znacznie bezpieczeństwo na ich drogach. Z Kolei Anglicy przeprowadzili praktyczne badania, z których wynikało, że po drastycznym zmniejszeniu ilości fotoradarów – jeszcze drastyczniej spadła na danym terenie liczba wypadków drogowych…
Premier Donald Tusk obiecywał przed ostatnimi wyborami, że liczba fotoradarów zostanie zmniejszona. Wybory wygrał. Ciekawe czy przed tegorocznymi któreś z ugrupowań zagra fotoradarową kartą? Być może, bowiem kierowców w naszym kraju są miliony. A i tak ustawy drogowe są zmieniane co chwila: niekiedy człowiek nie zdąży przyzwyczaić się do jednych przepisów, a już zaczynają obowiązywać inne…
Jako wiceprzewodniczący Rady Komisji Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego AP mam w tej kwestii własne zdanie. Podkreślam jednak zdecydowanie: fotoradary nie mogą stanowić niebezpieczeństwa dla podróżujących. A często stanowią!
I dedykuję innym fakt, który miał miejsce w moim mieście – Milanówku: burmistrz Jerzy Wysocki zakupił ze środków budżetowych miernik prędkości, ale dla policji, a nie Straży Miejskiej! I o to chodzi!
A jako przerywnik zamieszczam tekst (podobno autentyczny) krążący po internecie, skierowany do Komendanta Straży Miejskiej w Białogardzie:
Szanowny Panie Komendancie
Korespondencja z Białogardu zawsze napełnia me serce radością, bo mam tu wielu Przyjaciół i nie zdarzyło się jeszcze, aby jakakolwiek przesyłka była niemiła. Pozwolę sobie potraktować Wasze pismo, jako sympatyczny żart, bowiem nikt poważny nie ustawiałby fotoradaru na pustej i bezpiecznej drodze za miastem, fotografując samochody od tyłu i jeszcze oczekując za to pieniędzy.
Zdaję sobie sprawę, że w społeczeństwie zanikają rozmaite zawody – kapelusznika, połykacza ognia, kołodzieja … i tym bardziej godną dostrzeżenia jest Wasza dbałość o tradycję. Przywrócenie społeczeństwu dawno zapomnianej postaci zbója przydrożnego, który za miastem, pod lasem grabił podróżnych jest ze wszech miar godne uznania. Podkreślenia wymaga Wasz takt i delikatność – przecież moglibyście dodatkowo gwałcić i wyrywać ludziom złote zęby, a Wy zaledwie robicie zdjęcia fotoradarem „od tyłu” – domyślam się, a nie wiem, czy słusznie, że inspiracją była tu orientacja seksualna pomysłodawcy. To też godny podkreślenia przykład tolerancji w Waszej Instytucji.
Ciekaw jestem, czy Wasza działalność będzie historycznie konsekwentna – historia uczy bowiem, że za zbójowanie czeka zbója kara. Janosika na przykład powieszono za poślednie ziobro, czego Wam oczywiście nie życzę, ale sprawiedliwość niestety rządzi się swoimi prawami i moje Ŝyczenia niewiele tu mogą zmienić!
Odpowiadając na Waszą sympatyczną prośbę o podanie danych kierowcy, muszę z żalem odpowiedzieć, że nie wiem. Za kierownicą naszego samochodu siada (oczywiście nie jednocześnie) kilka osób, które zmieniają się podczas jazdy. Nie prowadzimy ewidencji, kto kiedy się przesiadł. Możliwym jest nawet, że za kierownicą zasiadł nasz gość (wizytówka w języku koreańskim w załączeniu), bo „chciał się przejechać kawałek po polskiej drodze”, ale nie jestem w stanie tego teraz ustalić, bowiem nie znam języka koreańskiego, a tłumaczka odmówiła współpracy (takie babskie fochy).
Reasumując – z przykrością muszę odmówić Waszej prośbie, chociaż, jak Pan widzi, zrobiłem wszystko, aby Wam dopomóc.
Bardzo dziękuję za pamięć i z niecierpliwością oczekuję kolejnych przesyłek od Państwa.
Z wyrazami należnego uszanowania (podpis).
Tyle żartów. Teraz poważnie: fotoradarów i innych rodzajów mierników wkrótce przybędzie, zwiększy się też zapewne egzekwowanie mandatów – ITS to instytucja poważna i sprawna. Tak czy inaczej – prowadząc samochód kierujmy się zawsze zdrowym rozsądkiem. I przestrzegajmy przepisów, bowiem co prawda według nowych zasad przekroczenie 24 punktów nie grozi automatycznie ponownym egzaminem, ale dla recydywistów “nie ma zmiłuj”…
Andrzej Karaczun