Rafał Sonik wygrał już trzeci z etapów Silk Way Rally, rundy Pucharu Świata FIM i FIA Cross- Country. Na trasie został wyprzedzony m.in. przez samochód prowadzony przez lidera rozgrywek w gronie kierowców aut, Nassera Al-Attiyaha.
Adam Tomiczek i Maciej Giemza zakończyli OS odpowiednio na 13. i 14. miejscu, a w klasyfikacji generalnej zajmują 12. oraz 13. pozycję. Pecha miał ponownie Arkadiusz Lindner.
Zobacz także:
Po czterech dniach ścigania, ma dwóch wyraźnych liderów. W kategorii samochodów etap za etapem wygrywa Nasser Al-Attiyah, a w klasyfikacji quadów nie ma sobie równych Rafał Sonik. W środę siedmiokrotny triumfator Pucharu Świata w klasie quadów ponownie był najszybszy. Na najdłuższym odcinku specjalnym dotarł do mety z ponad godzinną przewagą nad najbliższym rywalem.
– Taki etap to już konkrecik. Odcinki tutaj są bardzo szybkie, więc między nami, a motocyklistami powstają znaczące różnice czasowe, ale ani na chwilę nie można tracić uważności. Priorytetem podczas etapów maratońskim jest oszczędzać siebie i quada. Hasłem na dziś jest więc: ostrożność, ostrożność i tempo! – komentował Rafał Sonik jeszcze przed startem.
Motocykle i quady startują w Silk Way Rally po raz pierwszy i organizator wyznaczył zbyt krótki czas pomiędzy ostatnim motocyklem ruszającym w step, a pierwszym samochodem. W efekcie już po 230 km, SuperSonika wyprzedził Nasser Al-Attiyah, a podczas tankowania… pierwsze ciężarówki.
– To co działo się w drugiej części etapu, to była gra o przetrwanie. Kiedy tylko słyszałem, że zbliża się do mnie samochód lub ciężarówka, zjeżdżałem z trasy, zatrzymywałem się i czekałem nie tylko jak przejedzie, ale również do momentu kiedy opadnie kurz. Może traciłem czas, ale priorytetem – zwłaszcza na etapie maratońskim – jest bezpieczeństwo. Niektórzy ruszali zbyt szybko w ślad za mijającymi ich kolosami i z tego powodu, choćby Max Hunt wpadł w rozpadlinę i zabrał go z trasy śmigłowiec… Mam nadzieję, że nic mu się nie stało, bo momentami było naprawdę niebezpiecznie – relacjonował lider rajdu.
Mimo tych trudności polska Yamaha Raptor dojechała na biwak maratoński w Ułan Bator bez szwanku. Aleksander Maksimow z powodu przebitej opony stracił ponad godzinę i w klasyfikacji generalnej ma już do odrobienia ponad półtorej godziny.
Rafał Sonik po sześciu godzinach spędzonych na odcinku specjalnym, miał godzinę na dokonanie ewentualnych napraw, a następnie wstawił maszynę do parku zamkniętego.
– Wymieniłem filtr powietrza, ponieważ był całkiem zapchany po jeździe w kurzu, sprawdziłem poziomy wszystkich płynów, napięcie łańcucha, ciśnienie w kołach i stan zębatek – wszystko co niezbędne, by jutro rano ze spokojem ruszyć na kolejny OS – zakończył polski rajdowiec.
Arkadiusz Lindner ponownie borykał się z kłopotami technicznymi. We wtorek pokonał spory dystans na trzech kołach, ale w środę na długo przed dojazdem do strefy tankowania, musiał wielokrotnie zatrzymywać się i walczyć z uciekającym z koła powietrzem. W końcu te zmieniło swoją geometrię w sześciokąt. Na dodatek pojawiły się trudności związane z utratą mocy silnika. Ich zidentyfikowanie wymagało dostępu do komputera i specjalistycznego oprogramowania, co w przypadku etapu maratońskiego było niemożliwe.
Kierowca został zmuszony do podjęcia bardzo trudnej decyzji – czy próbować dotoczyć się do mety i mieć nadzieję, by błagający o poważny remont quad wytrzymał kolejny dzień bez pomocy serwisu, czy jednak wezwać pomoc, godząc się na wszelkie przewidziane w regulaminie kary, ale za to móc poświęcić więcej czasu na eliminację wszystkich usterek i powrócić na trasę rajdu.
Arek, który zaledwie dzień wcześniej zarzekał się, że nie będzie jeździł „śmieciarą”, zdecydował się skorzystać z pomocy, by móc walczyć w kolejnych dniach, ale musi się liczyć z potężną karą czasową.
– Z wielkimi trudnościami dotarłem do strefy tankowania. Nie wiem ile razy musiałem pompować oponę. Pogięta felga zmieniła kształt na sześciokąt. Do tego miałem rozwalone łożysko, którego nie zdążyliśmy wymienić, po tym jak na 2. etapie jechałem na kwadratowym kole. Jakby tego było mało, quad zaczął tracić obroty, moc, a przez to prędkość. Nawet gdybym dojechał do mety dzisiejszego oesu, to w zamkniętym parku maszyn, bez dostępu do komputera i wszystkich narzędzi, nie byłbym w stanie nic zrobić. Dlatego podjąłem decyzję, by odpuścić i wezwać pomoc. Wolę naprawić się i powalczyć jeszcze w Chinach, niż jechać resztę rajdu jak ciapek. Czeka nas ciężka praca, ale odbudujemy się i wrócimy – podsumowuje Arkadiusz Lindner.
Adam Tomiczek i Maciej Giemza z Orlen Teamu zameldowali się na mecie.
– To był bardzo długi i szybki etap. Kilka kruczków w nawigacji spowodowało, że popełniłem pewne błędy, które kosztowały mnie trochę czasu. Ostatecznie jestem jednak zadowolony z jazdy. Dzisiejszy etap był etapem maratońskim, w związku z czym nie mieliśmy możliwości serwisowania motocykla. Mój sprzęt sprawował się bardzo dobrze i dotarłem na metę bez żadnych awarii – powiedział mówił Adam Tomiczek.
– To był najdłuższy odcinek specjalny całego rajdu, rozwijaliśmy bardzo duże prędkości, jechaliśmy po szybkich, utwardzonych drogach, a średnia prędkość wynosiła około 100 km/h. To dużo, zwłaszcza, , że cały czas jechaliśmy w terenie. Od 300 kilometra zaczął mi doskwierać prawy nadgarstek – odezwała się stara kontuzja. Z tego powodu musiałem trochę zwolnić. Dziś walczymy, by doprowadzić nadgarstek do ładu, żeby od jutra dalej trzymać dobre tempo – podsumował swój występ Maciej Giemza.
Środowy etap wygrał Sam Sunderland, który równocześnie objął prowadzenie w klasyfikacji generalnej. W klasyfikacji juniorów (do 25 roku życia), w której rywalizują motocykliści Orlen Team, prowadzi Luciano Benavides. Adam Tomiczek zajmuje w trzecie, a Maciej Giemza czwarte miejsce.
Piąty etap rajdu Silk Way, o długości ponad 364 kilometrów, będzie prowadził z Ułan Bator do Mandalgovi.