Trzeci dzień zmagań na rajdzie Maroka wygrała natura. Prawie 400-kilometrowy etap wokół Erfoud został skrócony ze względu na bardzo trudne warunki.
Na skróconym odcinku specjalnym najszybszy był Hiszpan Carlos Sainz. Kuba Przygoński z pilotem Tomem Colsoulem uzyskali ósmy czas. Rafał Sonik pozostał liderem rajdu, ale jego najgroźniejszy rywal, Kees Koolen awansował na drugą pozycję.
Zobacz także:
Motocyklista Kees Koolen pojechał bardzo rozważnie i w ekstremalnym terenie był szesnasty, dzięki czemu awansował do pierwszej dwudziestki w klasyfikacji generalnej.
Po nocnych opadach deszczu suche koryta rzek w okolicach Erfoud zamieniły się w rwące potoki, a wyschnięte jeziora w błotniste pułapki, szczególnie niebezpieczne dla motocyklistów. Decyzją organizatorów prawie 400-kilometrowy etap został skrócony, a wynikami końcowymi są czasy z pierwszego punktu kontrolnego na 140 km. Wśród kierowców najszybciej ten odcinek pokonał Hiszpan Carlos Sainz (Peugeot 3008 DKR).
Drugi ze stratą 54 sekund był Katarczyk Nasser Al-Attiyah (Toyota Hilux Overdrive), a trzeci, dwie minuty za pierwszym zawodnikiem, dotychczasowy lider rajdu Francuz Sébastien Loeb (Peugeot 3008 DKR). Kuba Przygoński (Automobilklub Polski i Tom Colsoul, jadąca Mini John Cooper Works Rally uzyskała ósmy czas przejazdu. Według nieoficjalnych wyników liderem Morocco OiLibya Rally pozostaje Sébastien Loeb przed Al-Attiyahem i Przygońskim.
– Drugi etap rajdu Maroka zapowiadał się bardzo fajnie, jednak nocne opady sprawiły, że suche koryta rzek wypełniły się wodą i miały nawet metr głębokości. Na suchym jeziorze, które wypełniło się błotem, przez dobrych kilka minut walczyliśmy, żeby nie zakopać samochodu. Chyba tylko jedenaście załóg dojechało do połowy etapu. Ruszyliśmy dalej, ale dotarliśmy do rzeki, która była tak głęboka, że nawet nie podjęliśmy próby przejazdu i organizator zadecydował o skróceniu odcinka. Dla nas to nie jest idealna decyzja. Jutro będziemy rywalizować na podobnych terenach i jeśli dzisiaj nie będzie padało, to woda szybko opadnie i powinniśmy już móc się normalnie ścigać – powiedział Kuba Przygoński.
W miejscu, które opisywał obrońca Pucharu Świata wkrótce zebrali się wszyscy motocykliści i quadowcy. Powoli zaczęły też dojeżdżać samochody, z których część sforsowała rzekę, ale również nie była w stanie pokonać kolejnej przeszkody. Uczestnicy zmagań przez ponad dwie godziny tkwili na środku pustyni, w pełnym słońcu, chowając się w cieniu samochodów.
– Kilkadziesiąt kilometrów od pierwszego tankowania dojechałem do grupy czołowych motocyklistów, którzy stali nad brzegiem rzeki. Twierdzili, że przekroczenie jej jest bardzo niebezpieczne i zdecydowało się na to tylko dwóch zawodników. Okazało się, że jednym z nich był Maciek Giemza, a drugim Juan Pedrero. Obaj wrócili po jakimś czasie, ponieważ 30 km dalej trafili na kolejną rzekę. Hiszpan wszedł do niej, żeby sprawdzić głębokość i kiedy zanurzył się do ramion, postanowił zawrócić. Organizator przyleciał do nas śmigłowcem i nie miał innego wyjścia, jak przerwać rywalizację. Wszyscy razem pojechaliśmy do najbliższej drogi i konwojem udaliśmy się na biwak. Jutro ruszamy na maraton i z punktu widzenia Pucharu Świata, mamy przed sobą dwa kluczowe dni walki. Miejmy nadzieję, że już bez podobnych niespodzianek – powiedział Rafał Sonik, który został sklasyfikowany na drugim miejscu z czterema sekundami straty do Keesa Koolena.
Polak pozostał liderem zmagań.
Motocykliści jeszcze bardziej niż załogi samochodowe odczuli trudy sobotniego etapu. Wielu zawodników nie było w stanie pokonać rwących rzek i zakopywało swoje maszyny w błocie. Według nieoficjalnych wyników najszybszy był Francuz Adrien Van Beveren (Yamaha), przed rodakiem Adrienem Metge (Honda) i Hiszpanką Laią Sanz (KTM). Debiutujący w rajdzie Maroka Maciek Giemza (KTM) z Orlen Team po rozważnej i bezpiecznej jeździe uzyskał 16. czas, awansując w generalce do pierwszej dwudziestki.
¬ Już na 45. kilometrze mieliśmy pierwszą przeprawę przez rzekę, na której kilku zawodników miało bardzo poważne problemy. Udało się jeszcze zaliczyć pierwszy punkt kontrolny na 140. kilometrze, ale na 165. trafiliśmy na teoretycznie wyschniętą rzekę, która nie była już do pokonania i etap został skrócony. Trochę się potaplałem w błocie, ale jechałem bezpiecznie. Jestem w dwudziestce i byle do mety – podsumował etap Maciek Giemza.
Jeśli tylko warunki pozwolą, to w niedzielę na zawodników czeka najdłuższy odcinek specjalny o długości prawie 578 km. Pierwsza część to szybkie płaskowyże, miejmy nadzieję wyschnięte koryta rzek, palmowe zagajniki oraz niewielkie wydmy. Druga część będzie bardzo kamienista, przetestuje wytrzymałość pojazdów. Na koniec uczestnicy dotrą do najwyższych w tej edycji wydm, aby zakończyć zmagania w cieniu jednej z nich, na biwaku Erg Lihoudi.