Kuba Przygoński i Timo Gottschalk udowodnili, że należą do czołówki tegorocznego Rajdu Dakar mimo dalekiej pozycji w klasyfikacji generalnej. Na 9. etapie zajęli 4. miejsce.
Niespodziankę zanotowaliśmy wśród quadów – Arkadiusz Lindner był dziś szybszy od Rafała Sonika, który jednak wciąz zajmuje miejsce na podium.
Zobacz także:
Lindner uzyskał piąty czas, tracą do Ignacio Calsale 8.10 minuty. Sonik był siódmy (9.02 min.) i zajmuje trzecie miejsce w tabeli, a Kamil Wiśniewski, który zmagał się w trakcie jazdy z problemami technicznymi, osiągnął we wtorek 12. czas (5. lokata w klasyfikacji generalnej).
Dobrze po dniu przerwy spisał się także Maciej Giemza, który osiągnął 21. czas i zaliczył awans na 18 pozycję. Krzysztof Jarmuż w Original by Motul jest nadal siódmy.
Aron Domżała i Maciej Marton spadli o dwa “oczka” – są na 11. miejscu, tuż przed ojcami: Maciej Domżała i Rafał Marton Załoga Darka Rodewalda jest wciąż siódma.
Z kolei ciężarówka Szymona Gospodarczyka pojechała świetnie – znów awansowała (12.), podobnie jak Robert Szustkowski, Jarosław Kazberuk i Filip Skrobanek (18.). Martin Prokop i Viktor Chytka są 14.
Podczas wtorkowego etapu zawodnicy mieli do przejechania najwięcej kilometrów w tegorocznym Dakarze, bo aż 886. Po dwóch bardzo szybkich i płaskich odcinkach, zawodnicy mieli we wtorek do czynienia z bardziej urozmaiconym terenem, wymagającym umiejętności jazdy na różnych nawierzchniach.
Dobrze w tych okolicznościach odnaleźli się Kuba Przygoński i Timo Gottschalk, którzy stracili do zwycięzcy Stéphane’a Peterhansela 6.23 min.
– Dobry odcinek dzisiaj dla nas. Mieliśmy dobre tempo. Pierwsza część była bardzo fajna, techniczna, potem z kolei szybki fragment. Końcówka była trudna z kamieniami, na których podskakiwały samochody. Jechaliśmy tam właściwe poza trasą, bo nie mieliśmy jej dobrze opisanej. Musieliśmy jednak jechać szybko, więc zaliczyliśmy dużo skoków, podczas których nie widzieliśmy, co jest za szczytami. Przetrwaliśmy to, a na końcu przebiliśmy jeszcze oponę, z której powietrze zeszło całkowicie dopiero na mecie, więc mieliśmy trochę szczęścia – powiedział Kuba Przygoński, kierowca Automobilklubu Polski i Orlen Team.
Tuż za pierwszą dziesiątką uplasowali się Martin Prokop i Viktor Chytka.
– To był być może nasz najlepszy etap z dotychczasowych. Walczyliśmy z najlepszymi samochodami i prawie na każdym punkcie kontrolnym byliśmy w okolicach 6-8 miejsca. W końcówce trochę zwolniliśmy, może przesadnie skupiając się na oszczędzaniu samochodu. Zajęliśmy jednak 11. miejsce z małymi stratami do zawodników, którzy byli przed nami, więc jest to dobry wynik – podsumował Martin Prokop.
Pozycję lidera utrzymał Carlos Sainz. Hiszpan ma już jednak tylko 24 sek. przewagi nad zwycięzcą ubiegłorocznej edycji Nasserem Al-Attiyahem.
Kolejny awans w kategorii motocykli zaliczył Maciej Giemza., który jest bliski poprawienia swojego najlepszego wyniku w Dakarze, jakim była 24. lokata w debiucie w 2018 r. Pozycję lidera wśród motocyklistów utrzymuje Ricky Brabec.
– Na pierwszym technicznym odcinku starałem się nie popełnić błędów i nie przewrócić się, bo o to było łatwo. Za szczytami były bardzo ostre zakręty, z których łatwo było wypaść. Tam straciłem trochę czasu, ale pokonałem ten fragment bezpiecznie. Kolejne 230 km było bardzo szybkie i tam starałem się nadrobić, co się udało. Jutro etap maratoński, więc nie możemy uszkodzić motocykla, z uwagi na brak serwisu po odcinku ¬– podsumował Maciej Giemza.
Krzysztof Jarmuż zajął we wtorek 63. pozycję wśród motocyklistów oraz 12. wśród zawodników Original by MOTUL. W klasyfikacji łącznej zawodników jadących bez wsparcia serwisu nadal znajduje się na 7. miejscu. Dzień wygrał zawodnik fabrycznego zespołu Husqvarny Pablo Quintanilla, a sytuację kontroluje lider tabeli – Ricky Brabec (Honda).
– Jestem po dziewiątym odcinku i muszę przyznać, że czuję ogromne zmęczenie. Nie z powodu odcinka, bo nie był przesadnie trudny. Ale na Dakarze zmęczenie narasta z dnia na dzień – organizator wykańcza nas stopniowo. Ja ponadto, po każdym etapie mam sporo pracy przy motocyklu. Na szczęście, póki co obyło się bez większych problemów. Robię swoje i wypatruję metę na horyzoncie. Jutro rozpoczyna się dwudniowy etap maratoński, a potem już tylko ostatni dzień i upragniony finisz. Myślę, że będzie dobrze – mówił pochodzący ze Zgierza Krzysztof Jarmuż.
Rafał Sonik na półmetku dziewiątego etapu Rajdu Dakar przewodził stawce quadów. Krótko po fragmencie neutralizacji wyprzedził Ignacio Casale i… wtedy zaczęły się kłopoty.
– Mimo że miałem szansę zwyciężyć, to nie żałuję straty tych kilku minut. To taki „mały cudzik”, że moja skrzynia biegów się nie rozsypała. Równie dobrze mogłem zostać na dziś trasie… Aż do neutralizacji liczyła się technika jazdy i umiejętności. Wreszcie nie była to trasa, która faworyzowała zawodników odkręcających pełen gaz i ścigających się z wiatrem. Jechało mi się super, ale za półmetkiem, kiedy przed nami wciąż było 200km pustyni, coś zachrzęściło w mojej skrzyni biegów. Po chwili straciłem piąty bieg i nie wiem, jak to się stało, że dojechałem do mety. Wolę nie myśleć co by było, gdyby ta awaria przydarzyła mi się jutro, na etapie maratońskim. Konsekwencje byłyby znacznie poważniejsze. Zębatka piątego biegu jest po prostu zmielona i miałem ogromne szczęście, że skrzynia biegów całkiem się nie rozleciała, bo do teraz stałbym na odcinku specjalnym. Serwis będzie prawdopodobnie zmuszony wymienić cały silnik, co będzie się wiązać z 15-minutową karą, ale to naprawdę najbardziej optymistyczny scenariusz, jaki mógł mieć miejsce. Arek jest prawdziwym dakarowym „zakapiorem”. Prezentuje się tu fantastycznie, a wśród organizatorów krążą już o nim anegdoty, że to jedyny zawodnik, który odmawia helikopterom podwiezienia na biwak. Bardzo się cieszę, że zrobił świetny wynik. Każdy sukces Polaków bardzo mnie cieszy, a szczególnie quadowców, bo trochę jestem ich ojcem na Dakarze – powiedział Rafał Sonik.
Dziewiąty etap padł łupem lidera klasyfikacji generalnej Ignacio Casale. Drugi, fenomenalny czas „wykręcił” Arkadiusz Lindner, który jeszcze dzień wcześniej zmagał się na odcinku z licznymi przygodami i czterokrotnie odmawiał zabrania go na biwak załodze śmigłowca organizatora. Uparł się i dotarł do mety w wyznaczonym limicie czasu. Niestety kara 2 minut przesunęła dziś Polaka na 5. miejsce.
– Cieszę się, że mogłem zaistnieć w stawce, bo jak mówiłem wcześniej, bardzo zależało mi na tym, żeby konkurenci mnie zauważyli i wiedzieli, że będą czuli mój oddech na plecach. Dzisiaj są urodziny mojej mamy Iwony i jej dedykuję ten sukces. Mamo, bardzo cię kocham, to jest dla ciebie wynik – mówił z radością Arkadiusz Lindner.
Zadowolony ze swojego występu był Kamil Wiśniewski.
– Etap był podzielony na dwie części. Pierwsze ok. 150 km to kamieniste drogi i wąwozy. Dwa razy uderzyłem tam felgą, która prawdopodobnie się zgięła. Uderzenia przyjmowała też dolna osłona wahacza, więc uważałem, by nie uszkodzić zębatki oraz by nie rozkuł się łańcuch – z tego powodu musiałem trochę zwolnić. Drugi odcinek trasy poszedł mi bardzo dobrze, ale nie mogłem też uzyskać takich prędkości, jakbym chciał ze względu na uszkodzenia. Ostatecznie jestem jednak zadowolony z dzisiejszego etapu – powiedział Kamil Wiśniewski.
Ronan Chabot i jego pilot Gilles Pillot zaliczyli pechowy dzień. Dakarowi weterani zajmowali we wtorek rano 15 miejsce, ale zaliczyli dachowanie swoją Toyotą Hilux z numerem 320. Naprawa zajęła kilka godzin, a gdy udało się ruszyć, po kilku kilometrach samochód ponownie odmówił współpracy. Zał.oga jednak walczy dalej.
48: taką pozycję zajmował Fernando Alonso po drugim etapie, gdy stracił kilka godzin po urwaniu koła w swojej Toyocie. Potem kilkakrotnie błysnął dobrymi wynikami na kolejnych odcinkach i awansował na 10. miejsce. Jest najwyżej sklasyfikowanym debiutantem ze stratą 3.17 godz. do lidera, którym jest jego rodak Carlos Sainz.
Rajd Dakar 2020 wkracza w decydującą fazę. Przed uczestnikami jeszcze 3 dni rywalizacji z metą w Qiddiya. Na środę zaplanowano etap maratoński o długości 608 km (OS – 534 km).
Fot.: zespoły i dakar.com