Ruszyła 42. edycja Rajdu Dakar. Podczas pierwszego etapu Polacy startowali ze zmiennym szczęściem. Najwięcej powodów do zadowolenia mieli Aron Domżała i Maciej Marton.
Wygrali oni pierwszy odcinek specjalny i zostali liderami klasyfikacji SSV. Rafał Sonik uplasował się na drugim miejscu.
Zobacz także:
Pechowo rozpoczęli natomiast Kuba Przygoński z Automobilklubu Polski i Timo Gottschalk, którzy stracili 5:59.36 minut, tracąc szanse na dobry wynik.
Martin Prokop i Viktor Chytka zajęli dwunaste miejsce, Maciej Giemza – 28, Adam Tomiczek – 33, Krzysztof Jarmuz – 57, Paweł Otwinowski – 20, Maciej Domżała i Rafał Marton – 29. Na trzecim stopniu podium jest załoga ciężarówki z Darkiem Rodewaldem na pokładzie.
Kamil Wiśniewski w wynikach był siódmy, ale otrzymał karę 40 minut i spadł na 15 miejsce.
– Dakaru nie można wygrać pierwszego dnia, ale można go przegrać. Dlatego dziś zachowałem szczególną ostrożność, więc z wyniku jestem bardzo zadowolony – powiedział na mecie Rafał Sonik.
Przed startem pierwszego odcinka specjalnego, zapytany o cel, zwycięzca super maratonu z 2015 roku był bardzo ostrożny.
– Wróciłem na Dakar po dwóch latach od złamania kolana i sam fakt, że stoję dziś na starcie można określić jako cud. Mam jednak nadzieję, że ten rajd nie będzie cudem, tylko będzie cudny. Pokonałem długą drogę i chyba nikomu nie muszę już niczego udowadniać. Chcę tylko z dnia na dzień sprawnie jechać po pustyni. Czyli robić to, co mnie pasjonuje od wielu lat – mówił pełen quadowiec.
Polski mistrz rzeczywiście zachował spory margines bezpieczeństwa.
– Wyprzedziłem dziś około 80 motocyklistów. Jeden z nich nie chciał odpuścić i zaczął się ze mną ścigać. W konsekwencji wywrócił się tuż przede mną. Musiałem ostro hamować i postawić quad w poprzek drogi, żeby nie przejechać mu po głowie. Skrajnie niebezpieczne zachowanie! – relacjonował.
Niestety poważny wypadek zaliczył, jadący długo na drugim miejscu i ścigający Ignacio Casale, Axel Dutrie. Francuza zabrał śmigłowiec medyczny.
– Jestem bardzo zadowolony z tempa, bo nie odbiegało ono od tego, w którym jeździłem w ostatnim sezonie Pucharu Świata. Nieco ponad 5 minut to niewielka strata w perspektywie ponad 7000 km, które wciąż przed nami – powiedział Sonik.
Bardzo dobrze zaprezentował się również Kamil Wiśniewski, który na metę dotarł z siódmym czasem. Paweł Otwinowski uplasował się w debiucie na 20. miejscu, a Arkadiusz Lindner, ze sporymi problemami technicznymi walczył o dotarcie do mety jadąc przez pustynię na trzech kołach…
Kuba Przygoński i Timo Gottchsalk bardzo dobrze rozpoczęli rywalizację i na 3. punkcie kontrolnym zameldowali się z trzecim czasem. Nieco ponad 40 km dalej załoga musiała się jednak zatrzymać z powodu awarii skrzyni biegów. Po przyjeździe ciężarówki serwisowej została ona wymieniona, ale przerwa trwała ponad 5 godzin.
– Niestety dziś pechowy dzień i bardzo zły start. Jechaliśmy dobrym tempem, byliśmy na trzeciej pozycji i wykonywaliśmy plan, ale na 146 km nagle jakby straciliśmy napęd. Od razu czuliśmy, że jest to jakiś problem ze skrzynią biegów. Po przyjeździe ciężarówki serwisowej zamontowaliśmy nową skrzynię i ruszyliśmy dalej. Niestety ostatnie 100 km jechaliśmy po zmroku, co było dodatkowym utrudnieniem. Dobrze, że jesteśmy na mecie, ale strata jest bardzo duża – powiedział Kuba Przygoński.
– Pierwszy etap był dla nas całkiem udany, chociaż trzy razy musieliśmy wymieniać opony, przez co straciliśmy trochę czasu. Mieliśmy także drobne problemy nawigacyjne, ale w tym miejscu wszycy krążyli. Utrzymywaliśmy dobre tempo i z tego jesteśmy zadowoleni. Dwunasta pozycja nie jest tak dobra, jak byśmy chcieli, ale straty są niewielkie i mam nadzieję, że jutro będziemy mogli się jeszcze poprawić – podsumował Martin Prokop.
Ostatecznie Przygoński i Gottschalk przyjechali na metę prawie 6 godzin po Vaidotasie Žali, który niespodziewanie wygrał etap. Duet jadący Mini Jonh Cooper Works Rally skorzysta z regulaminowego zapisu, pozwalającego na przesunięcie szybkich samochodów na ok. 20. pozycję startową. Przygoński i Gottschalk wystartują do 2. etapu jako 19. załoga, dzięki czemu uniknął konieczności wymijania pojazdów z końca stawki.
Rywalizację motocyklistów w Rajdzie Dakar udanie rozpoczęli Maciej Giemza i Adam Tomiczek (liderem jest Toby Price).
– Pierwsze 150 km odcinka specjalnego było bardzo udane. Później niestety popełniłem błąd, który kosztował mnie 15-20 min. Przejechałem bardzo blsko jednego z punktów kontrolnych, jednak go nie zaliczyłem i musiałem wrócić. Poza tym przejazd był bardzo dobry. Organizatorzy przekażą nam roadbooki jutro rano, także zapowiada się bardzo ciekawy etap – powiedział Adam Tomiczek.
– Było strasznie dużo kurzu, kamieni i niebezpiecznych miejsc, więc dzisiaj wolałem jechać spokojniej. Serce by mi pękło gdybym odpadł pierwszego dnia! Ścigam się oczywiście w klasyfikacji Original by Motul, czyli zawodników, którzy jadą bez wsparcia mechaników. Dzisiaj oszczędzałem motocykl, więc nie mam specjalnie dużo do zrobienia. Godzina i powinienem być wolny. W generalce zająłem 56. pozycję, a w klasyfikacji Original by Motul jestem czwarty. Na jutro plan niezmienny, czyli powoli się rozkręcać i zapoznawać z saudyjskim piachem – stwierdził Krzysztof Jarmuż.
W poniedziałek zawodników czeka 367 km odcinka specjalnego wzdłuż linii brzegowej Morza Czerwonego. Dojazdówka wyniesie tylko 26 km, więc dakarowcy zyskają czas na odpoczynek.