Aron Domżała i Maciej Marton na piątym etapie Rajdu Dakar zajęli w klasie SSV drugie miejsce, ustępując jedynie Cyrilowi Despresowi.
Polska załoga awansowała na dwunaste miejsce w klasyfikacji. Czwartą pozycję w kategorii quadów utrzymał Rafał Sonik.
Zobacz także:
Kuba Przygoński i Timo Gottschalk dojechali do mety na 9. miejscu, awansując na 39 w klasyfikacji generalnej. Martin Prokop i Viktor Chytka spadli na 19. pozycję. Wśród kierowców quadów Kamil Wiśniewski jest nadal 7., Paweł Otwinowski – 14., a dobrze jadący Arkadiusz Lindner – 17.
Maciej Domżała i Rafał Marton w SSV zajmują 17 miejsce. Maciej Giemza znów awansował – jest 20, podobnie jak załoga ciężarówki Darka Rodewalda, która jest szósta. Załoga Szymona Gospodarczyka zajmuje 15 pozycję, a Robert Szustkowski, Jarosław Kazberuk i Filip Skrobanek – 20. Krzysztof Jarmuż spadł w Original by Motul – jest ósmy. Jak informowaliśmy, Adam Tomiczek nie wystartował do etapu.
Żaden z dotychczasowych etapów tegorocznego Dakaru nie dał się tak we znaki zawodnikom. Rajdowa kolumna miała do pokonania pustynię porośniętą krzewami i tzw. camel grassem. Pojazdy grzęzły w miękkim piasku, a motocykliści i quadowcy musieli wykonać ogromny wysiłek fizyczny, by dotrzeć do mety.
– Trzymanie się czołówki kosztuje mnie wiele energii. Ta pustynia, którą dziś pokonywaliśmy jest piękna… kiedy patrzy się na nią z daleka. Dla nas było to prawdziwe piekło. Na dystansie 100 km od tankowania spaliłem 20 litrów paliwa, a przede mną wciąż było kolejne 150 km nieprzyjemnej, poprzerastanej niską roślinnością pustyni. Główny ślad zostawiony przez moich poprzedników był grząski i kopiąc się w tym piasku traciłem najwięcej benzyny. Dlatego starałem się jeździć bokami, łapać trakcję i dodawać tylko tyle gazu ile było niezbędne. Byłem przekonany, że Vitse, czy Enrico uciekli mi na 20 lub 30 minut, a ukończyli ten etap zaledwie dwie minuty szybciej. Nawet jeśli znów straciłem do nich czas, jestem zadowolony, bo na mecie miałem w baku mniej niż cztery litry paliwa. Poza tym muszę włożyć dużo wysiłku w to, by utrzymać tempo czołówki, a dziś, jadąc głównie na „jedynce” i „dwójce” to naprawdę duże osiągnięcie. Na tym etapie zrobiłem też chyba tysiąc przysiadów. Jeszcze nigdy w życiu nie pracowałem tak na nogach przez cały odcinek specjalny. Ramiona i plecy też dostały w kość. Mam nadzieję, że wkrótce pojawią się słynne arabskie wydmy i czysty piasek. Tam będzie można pokazać swoje umiejętności surfowania po pustyni – powiedział z uśmiechem Rafał Sonik.
Kolejny raz w pierwszej dziesiątce kategorii quadów zameldował się Kamil Wiśniewski.
– W niektórych miejscach piasek na trasie był bardzo twardy i zbity, w innych z kolei był bardzo sypki, trafiałem też na piasek pomieszany z trawą. To spowodowało, że trasa była dziś bardzo zróżnicowana i wymagająca, niemal przez 100 kilometrów musiałem cały czas stać na quadzie. W kilku miejscach nie ustałem na quadzie, robiłem to w 99% miejsc, ale w niektórych usiadłem, zdekoncentrowałem się, nie zauważyłem „hopek”, i przez to dostałem kilka porządnych uderzeń. Bolą mnie plecy, ale na biwaku dysponujemy sprzętem, którym spróbujemy rozmasować i ukrwić mięśnie – powiedział Kamil Wiśniewski, który który do mety dojechał mając w baku 5 litrów paliwa.
Kierowca zmaga się z bólem pleców.
Arkadiusz Lindner został sklasyfikowany na mecie piątego etapu na miejscu dwudziestym.
– To był, ciekawy i wymagający technicznie oes, dużo km pracy na quadzie. Bardzo wysokie wydmy, ale bezpieczne i fajne do jazdy, ponieważ miękki piach wyhamowywuje skutecznie sprzęt i można się pobawić. Nawigacja poprawna, zdarzały się błędy, ale zazwyczaj na roadbook’u określony jest dodatkowo kierunek, który pozwala na odnalezienie właściwej drogi. Serwis niestety popełnił kolejne błędy, które uniemożliwiły mi osiągnięcie mojego celu, czyli poprawiania co dzień wyniku w stawce. Po wpadkach z poprzednich dni, jak np. nie zatankowanie quada przed startem, czara goryczy się dzisiaj przelała. Mam jednak głęboką wiarę, że dzisiejszy kryzys przerodzi się w nowe, lepsze działanie teamu i podniesienie standardów doskonałości! – mówił stanowczo na mecie OS-u Arkadiusz Lindner.
Etap wygrał Alexandre Giroud, który jest piąty w klasyfikacji i traci do Sonika ponad godzinę. Drugi był Ignacio Casale – lider stawki od pierwszego dnia rywalizacji.
W porównaniu ze środowym odcinkiem specjalnym, dzisiejszy był nieco mniej techniczny, ale wciąż wymagał od kierowców bardzo wysokich umiejętności. Między innymi ze względu na zróżnicowaną specyfikę trasy, na co uwagę zwraca Kuba Przygoński
– Pierwsze 130-150 kilometrów to była jazda po kamieniach, było bardzo twardo, jechaliśmy tak tam szybko jak tylko mogliśmy, notowaliśmy bardzo dobre międzyczasy. Na drugiej części trasy, zdominowanej przez piasek, kępki traw i camel grass natrafiliśmy też na wiele zjazdów z potężnych, wielkich wydm, które miały po 30-40 metrów wysokości – powiedział po etapie Kuba Przygoński, kierowca Automobilklubu Polski i Orlen Team.
Zdecydowanie mniej szczęścia od Przygońskiego miał w czwartek Martin Prokop. Czech zaliczył awarię wału napędowego w swoim Fordzie Raptorze.
– Ten etap układał się dla mnie całkiem dobrze, ale podobnie jak w poprzednich dniach krótko przed metą okazało się, że mamy problem. Tym razem dopadła nas awaria wału napędowego. Musieliśmy się zatrzymać i go wymienić, ale w pewnym momencie ten wał się po prostu zapalił, więc trzeba było go ugasić i dopiero potem ponownie przystąpić do naprawy. Straciliśmy wtedy dość dużo czasu, ale cieszymy się, że dojechaliśmy do mety. Mimo że ten rajd nie układa się po naszej myśli, mam nadzieję, że w kolejnych dniach będziemy mieć więcej szczęścia – powiedział na mecie Prokop.
– Wczoraj myślałem, że po ciężkim odcinku dziś będzie trochę łatwiej, ale się pomyliłem. Dziś był strasznie trudny oes, 150 km camel grassu, po którym jechało się 40-60 km/h. To było strasznie ciężkie fizycznie. Bolały mnie mocno plecy, bo cały czas trzeba było stać i trzymać mocno motor. Starałem się nie przewrócić i nie uszkodzić sprzętu. Wszystko poszło dobrze. Dojechałem do mety, kolejny dzień zaliczony – podsumował dzień Krzysztof Jarmuż.
Wygrywając odcinek w swoim debiucie w kategorii UTV Cyril Despres został pierwszym kierowcą w historii Dakaru, który odnosił zwycięstwa w trzech różnych kategoriach (motocykle, samochody i UTV). Jego pilotem jest znany podróżnik Mike Horn, jednak o niewielkim doświadczeniu w rajdach.
W piątek ostatni dzień ścigania przed dniem odpoczynku w Rijadzie. Zanim jednak rajdowcy dotrą do stolicy Arabii Saudyjskiej będą musieli pokonać aż 830 km, z czego 477 stanowić będzie odcinek specjalny. Zmęczenie po pierwszych pięciu dniach rywalizacji będzie prawdopodobnie największym wrogiem każdego z zawodników.