Pierwszy etap Rajdu Dakar o długości 500 kilometrów (OS – 30 km) okazał się pechowy dla naszego faworyta. Rafał Sonik miał wypadek. Metę osiągnął, ale ze stratą 6.45 minuty do lidera.
Jakub Przygoński i Tom Colsoul w MINI odnotowali czternasty czas przejazdu, ale ich strata okazała się nieznaczna (1.47 minuty). Świadczy ona jednak o bardzo wyrównanej stawce wśród czołowych załóg w samochodach.
Zobacz także:
A oto jak przebiegała rywalizacja w poniedziałek, podczas pierwszego etapu rajdu Dakar.
Gigantyczny pech Kuby Piątka. Już na pierwszym etapie tegorocznego Dakaru w wyniku pechowej wywrotki złamał kość śródręcza. To oznacza dla niego koniec rajdu.
Na trzydziestym kilometrze niegroźna z pozoru wywrotka spowodowała u Kuby złamanie kości śródręcza. Początkowo wyglądało to jedynie na wybicie kciuka, ale po dokładnym zbadaniu ręki zaraz po przyjeździe Kuby na biwak okazało się, że ten uraz eliminuje motocyklistę Orlen Team z dalszych zmagań na tegorocznym Dakarze.
– Jechało mi się dobrze, nie szarżowałem, zgodnie z założeniami. Wczoraj solidnie popadało, bardzo uważałem w miejscach, w których było mokro. Jechałem bardzo ostrożnie, złapałem dobry rytm. Niestety trafiłem na koleinę, zabrało mi przednie koło i skończyło się wywrotką. Kciuk wypadł ze stawu, ale jechałem dalej, choć bardzo mnie bolało. Na mecie odcinka lekarze zabandażowali mi rękę i przejechałem 350 km dojazdówki. Cały czas byłem przekonany, że to tylko wybity kciuk. Niestety, prześwietlenie na biwaku wykazało złamanie kości śródręcza. Bardzo chciałem jechać dalej i pewnie dałbym radę, ale kosztem zdrowia. Lekarze nie zgodzili się na mój dalszy udział w rajdzie. Jeszcze się ten Dakar nie zaczął, a dla mnie już się skończył – powiedział Kuba Piątek.
W najbliższym czasie zostaną podjęte decyzje dotyczące powrotu Kuby do Polski bądź jego ewentualnego dalszego udziału w rajdzie i roli w ramach zespołu.
Pierwszy odcinek specjalny tegorocznego Dakaru liczył niespełna 40 kilometrów. Wymagał jednak od zawodników pełnego skupienia.
– Dzisiejszy odcinek był krótki, ale niebezpieczny. Było wiele dziur i kamieni, a także kilka przejazdów przez głębokie rzeki, gdzie trzeba było uważać, żeby nie zatopić samochodu. Jesteśmy zadowoleni z wyniku. Jechaliśmy dobrym tempem, a różnice w czasach na tym etapie rajdu są tylko kilkusekundowe – powiedział Kuba Przygoński, kierowca Automobilklubu Polski i Orlen Team, czternasty po pierwszym etapie Dakaru.
Adam Tomiczek dojechał na metę bez przygód, zajmując 41. lokatę.
– Jechałem spokojnie, unikając niepotrzebnych błędów. Było trochę kurzu rywali, ale odcinek nie był zbyt ciężki. Nie podpalam się, czekam na jutrzejszy etap, na którym będzie sporo fesz feszu – powiedział Adam Tomiczek, motocyklista Orlen Team, po swoim debiutanckim odcinku na Dakarze.
Rafał Sonik wielokrotnie przyznawał, że jest przesądny. Jednym z jego fatum jest pierwszy etap rajdu – jeżeli go pokona, to znaczy, że dojedzie do mety. Tegoroczna edycja Dakaru pogroziła Polakowi palcem już na trzecim kilometrze trasy, kiedy zaliczył upadek. Stara maksyma mówi jednak: „co cię nie zabiję, to cię wzmocni”. Polak ma sześc minut straty do lidera.
– Roadbook nie ma oznakowań, do których przywykliśmy w cyklu Pucharu Świata. Nie wszystkie przeszkody mają nadaną odpowiednią wagę i ciągle jesteśmy czymś zaskakiwani. Tak było w tym przypadku, kiedy jadąc w kurzu, trafiłem lewym kołem w dużą muldę i wyrzuciło mnie z quada na prawą stronę. Na szczęście przy niewielkiej prędkości, ale wiele elementów się powyginało, a ja zarobiłem potężny krwiak na nodze… Prosiłem Marca Comę, aby zrobił pięć lub choć trzy minuty przerwy między nami, a motocyklistami. Nie zgodził się i ruszyłem na trasę 30 sekund za ostatnim na liście jednośladem. Tymczasem nasza czołówka jest szybsza od przynajmniej stu z tych zawodników… We wtorek ponownie będę musiał wyprzedzać najwolniejszych motocyklistów, bo wystartuję zza ich pleców. Z krwiakiem na nodze i w zapowiadających się tumanach kurzu czeka mnie naprawdę ciężki dzień. Jak w 2010 roku, kiedy powoli odbudowywałem swoją pozycję przez dobrych kilka dni. Cóż zrobić? Muszę się wyspać, wziąć leki przeciwbólowe, zacisnąć zęby i pojechać najlepiej jak to będzie możliwe – relacjonował Rafał Sonik.
W równie bojowym nastroju jest Kamil Wiśniewski, który pokonał trasę z 17. czasem.
– W takim terenie uczyłem się jeżdżąc w zawodach cross-country w Polsce. Dużo kurzu, dziur i niespodzianek. Czułem się więc świetnie, ale pilnowałem się by nie przeszarżować. Najważniejsze, że obaj mimo kłopotów jesteśmy z Rafałem na mecie i od jutra walczymy o lepsze pozycje – zapowiedział Kamil.
Ściganie na dobre rozpocznie się we wtorek, kiedy zawodnicy będą mieli do pokonania znacznie dłuższy dystans.
– To będzie konkretny odcinek, 275 kilometrów. Będzie gdzie dodać gazu. Chcemy pojechać tak, jak dziś: szybko, ale w granicach rozsądku i bezpiecznie – powiedział Kuba Przygoński, który wypracował sobie bardzo dobrą pozycję wyjściową przed trudnym drugim etapem Dakaru, wiodącym z Resistencii do San Miguel de Tucuman. Zawodnicy będą mieli do przejechania łącznie 803 kilometry.
W gronie motocyklistów wygrał Xavier De Soultrait (Yamaha), wśród kierowców quadów – Marcelo Madeiros (Yamaha), zaś w gronie załóg samochodowych – Nasser Al-Nattiyah i Matthieu Baumel (Toyota). Na podium stanął także Ford (Pons – Garcia) i druga Toyota (Roma – Haro Bravo).
Nowe Peugeoty 3008 DKR pojechały na razie spokojnie: Carlos Sianz był czwarty, Sebastien Loeb szósty, Cyril Despres ósmy, a broniący tytułu Stephane Peterhansel 12. Najszybsze MINI John Cooper Works Rally (Yazeed Al-Rajhi i Timo Gottschalk) zajęło 7 pozycję. Przygońskiego wyprzedzili także Mikko Hirvonen i Michel Périn (9) oraz Orlando Terranova i Andreas Schulz (11).
Fot.: zespoły i Marcin Kin