Ósmy etap rajdu Dakar nie przyniósł zmiany w klasyfikacji załóg samochodowych na ósmym miejscu – Jakub Przygoński i Tom Colsoul w MINI John Cooper Works Rally utrzymali swoja wysoka pozycję.
Na odcinku specjalnym uzyskali czternasty czas dnia, tracąc do liderów 26.13 minuty. Na mecie zameldowali się także pozostali reprezentanci Polski. Zawody wchodzą w decydującą fazę – do mety jest coraz bliżej…
Zobacz także:
W gronie kierowców samochodów rywalizacja o zwycięstwo rozgrzewa kibiców jak nigdy. We wtorek Sebastiena Loeb wygrał etap i odzyskał prowadzenie. Stéphane Peterhansel tracił już na odcinku prawie pięć i pół minuty, ale na mecie skończyło się na 3.35 min. Po etapie przewaga dziewięciokrotnego Mistrza Świata WRC nad najbardziej utytułowanym zawodnikiem rajdu Dakar wynosi 1.38 minuty. Trzeci jest Cyril Despres (7.17 min.), który wyprzedził Nani Romę (MINI – 23.36 min.). Na podium są więc znów ponownie trzy Peugeoty 3008 DKR…
Jakub Przygoński i Tom Colsoul jechali dziś równo, notując na większości punktów pomiarowych czternasty czas. Kierowca Automobilklubu Polski i Orlen Team koncentrował się na niepopełnianiu błędów i śledzeniu wyników Borisa Garafulica, którego bezpośrednio wyprzedza w klasyfikacji. Chilijczyk był jednak cały czas wolniejszy o ponad dziesięć minut…
– Nie jesteśmy zbytnio zadowoleni z dzisiejszego etapu. Nie mogliśmy znaleźć dobrego rytmu, a do tego złapaliśmy dziś kapcia, co nam zabrało trochę czasu. Warunki pogodowe były dziwne, bo było na zmianę sucho i mokro, więc nie wiedzieliśmy czy mamy dobrą przyczepność, czy też nie – powiedział Kuba Przygoński.
Na trasie wtorkowego etapu wylała rzeka, przez co organizatorzy znów musieli modyfikować trasę odcinka, skracając pierwszą część OS-u. Największe trudności jednak czekały uczestników rajdu już na dojazdówce na biwak. Na drogę prowadzącą do Salty osunęła się lawina błotna, zabierając ze sobą kilkanaście domów w wiosce Volcan. Wielu mieszkańców ucierpiało, trzech zginęło, a straty materialne są bardzo poważne. Organizatorzy Dakaru zaoferowali lokalnym władzom pomoc w usuwaniu skutków katastrofy.
Zawodnicy byli puszczani na biwak objazdem, a wiele pojazdów z dakarowej karawany utknęły na długie godziny bez szans dojazdu na biwak.
– Jest godzina 19:00, a mamy jeszcze do przejechania 300 kilometrów dojazdówki. Na biwaku będziemy około północy, a mamy i tak dobrą sytuację, bo jesteśmy jednym z samochodów z czołówki. Prawdopodobnie środowy etap zostanie odwołany, bo samochody z bardziej odległych pozycji mogą nie zdążyć dojechać na biwak – mówił Kuba Przygoński.
Słowa Kuby szybko potwierdzili organizatorzy rajdu. Ich decyzją środowy dziewiąty etap Dakaru, z Salty do Chilecito, został odwołany. To miał być najdłuższy etap na tegorocznym Dakarze, liczący prawie tysiąc kilometrów.
Podczas tegorocznego Dakaru został już odwołany jeden odcinek, a kilka innych miało skracane bądź modyfikowane trasy. Aura w tym roku nie oszczędza zawodników i organizatorów, ale względy bezpieczeństwa są najważniejsze.
– W żadnym z Dakarów, w których brałem dotychczas udział od 2009 roku, nie było takiego zamieszania, jak w tym roku. Etapy kończą się bardzo późno, wielu zawodników jedzie w nocy, po ciemku. Jest bardzo ciężko. Ale musimy sobie radzić, bo to taki sport. Dziś mamy serwis gdzieś na środku drogi, gdzie zatrzymały się nasze ciężarówki serwisowe, nie mogąc dojechać na biwak z powodu lawiny. Mechanicy robią co mogą, żeby doprowadzić samochód do jak najlepszego stanu przed jutrem. Wszyscy się dostosowują do trudnych warunków – powiedział Kuba Przygoński.
Adam Tomiczek był na ósmym etapie 18. (28.33 min.). Polski zawodnik awansował o jedna pozycje w klasyfikacji – jest obecnie 39. (4:19.44 godz.). Paweł Stasiaczek nie walczy o pozycję, ale o dojechanie do mety. Cel realizuje – na ósmym etapie znalazł się w tabeli wyników (1:32.24 godz.). Od lidera jest obecnie gorszy o 10:21.36 godz. (w tym są 2 godz. kary).
– Trudny, mokry, nieprzyjemny etap, o którym chce się jak najszybciej zapomnieć. Najważniejsze, że jestem na mecie odcinka. Jadę dalej, a na klasyfikację póki co nie patrzę. Na to będzie czas na mecie w Buenos Aires – powiedział Adam Tomiczek.
W gronie motocyklistów etap należał do tych, którzy w walce o zwycięstwo się nie liczą. Joan Barreda Bort (Honda) pokonał Matthiasa Walknera (KTM). Lider Sam Sunderland (KTM) dojechał trzeci (3.54 min.) i umocnił si9e na prowadzeniu.
W gronie ciężarówek niestety stratę ponieśli liderzy z Polakiem w składzie. Gerard De Rooy, Moises Torrallardona i Darek Rodewald (Iveco) uzyskali dziewiąty czas (7.13 min.) i spadli na trzecie miejsce za dwa Kamazy ze stratą 2.20 minuty. Prowadzi team Dmitrija Sotnikowa.
W gronie quadów triumfował dziś Ignacio Casale (Yamaha), ale liderem pozostał Sergiej Kariakin (Yamaha). Rafał Sonik był wolniejszy od Casale o 33.39 min., a Kamil Wiśniewski – o 41.13 min. Pierwszy z Polaków jest dziewiąty (3:13.45 godz.), drugi – trzynasty (4:59.47 godz.) w tabeli.
– Organizatorzy chcą, aby Dakar z roku na rok był trudniejszy. Udaje im się to perfekcyjnie. Nie tylko ze względu na okrojony i pełen niejasności roadbook, ale również pogodę. Dziś jechaliśmy we mgle, błocie, wodzie i zimnie na dużej wysokości. Nie powiem, żeby były to moje ulubione warunki, ale chyba po to tu jesteśmy – żeby przesuwać granice swoich możliwości i odporności na tak liczne niedogodności. Musiałem też odkopywać quada, który zaklinował się między dwoma krzakami. Byłem sam, więc straszliwie się umęczyłem i wieczorem w Uyuni wyraźnie czułem trudy dnia oraz oddziaływanie wysokości. Kamil zauważył, że mam w quadzie poluzowaną nakrętkę na osi. Nic skomplikowanego do naprawy, ale gdyby nam to umknęło, kolejnego dnia mógłbym się zatrzymać po stu kilometrach i już nie ruszyć. Można więc śmiało powiedzieć, że uratował im skórę… Kamil świetnie dziś sobie radził. Jedzie bardzo ciężkim i dużym quadem. Podziwiam, że tak świetnie sobie z nim radzi. Całe szczęście, że jest tu ze mną, bo możemy razem odnajdywać przyjemność z jazdy w tej wyjątkowo nieprzyjemnej edycji super maratonu – mówił na mecie maratońskiego etapu Rafał Sonik.
Dzień bez rywalizacji został przeznaczony na przegrupowanie całej, rajdowej karawany i przywrócenie normalnej sytuacji na biwaku w Chielecito.
– Jeżeli droga nie zostanie oczyszczona, a jest na to mała szansa, czeka nas pięć godzin jazdy górskimi szutrówkami, a potem około
10 godzin drogami asfaltowymi. W sumie ponad 1000 km. Bez pomiaru czasu, ale równie wyczerpujące… – zauważył Sonik.