Kierowca Automobilklubu Polski, Jakub Przygoński i Tom Colsoul (MINI) świetnie spisali się na przedostatnim etapie raju Dakar, awansując na siódme miejsce w klasyfikacji generalnej załóg samochodowych.
Nasza załoga pojechała szybko i czujnie, kontrolując w pełni sytuację. Na 11. etapie nasi zostali sklasyfikowani na 13, miejscu ze stratą 19.36 minuty do liderów.
Zobacz także:
W wynikach są na siódmym miejscu (strata 4:15.58 godz.), ale Romain Dumas i Alain Guehennec (Peugeot 3008 DKR) nie zamierzają odpuścić – są za Polakami o niespełna dziesięć minut.
Piątkowy odcinek specjalny był podzielony na dwie części. W pierwszej zawodnicy zmagali się głównie z wszechobecnym piaskiem. Kuba Przygoński dodatkowo musiał radzić sobie z awarią.
– W pierwszej części odcinka specjalnego pojawiły się problemy z naszym samochodem. Przegrzewała się nam turbosprężarka. Mogło się skończyć tym, że nie dojedziemy do mety, ale udało się rozwiązać problem. Przez pół odcinka walczyliśmy o przetrwanie – powiedział Kuba Przygoński.
Usterkę udało się jednak usunąć i w drugiej części odcinka specjalnego auto spisywało się już bez zarzutu.
– To był bardzo szybki odcinek, typowe WRC w górach. Mieliśmy już sprawny samochód, więc mogliśmy dodać gazu. Bardzo fajnie nam się jechało i w międzyczasach byliśmy na poziomie czwartego miejsca. To znaczy, że mamy bardzo dobrą prędkość. Szef X-raid powiedział mi dziś, że spośród wszystkich ich zawodników zrobiłem największy postęp w stosunku do ubiegłego roku. Bardzo się cieszę, że zostałem doceniony w zespole. Teraz tylko muszę zbierać doświadczenie, żeby być jeszcze szybszym. Naszym marzeniem w tym roku była pierwsza dziesiątka. Jesteśmy na siódmym miejscu, to jest dla nas super pozycja, zwłaszcza przy tak mocnej stawce. Jutro musimy przejechać ostatnie 64 kilometry i obronić tę pozycję. Na Dakarze trzeba być bardzo czujnym do ostatnich metrów. Dziś był przedostatni etap, a też kilku zawodników odpadło. Ten rajd jest szalenie trudny, zdecydowanie najtrudniejszy z tych, w których ja startowałem. Wszyscy zawodnicy chcieliby, żeby ostatni odcinek był spokojny, „przejazdowy”, ale dopiero jutro zobaczymy co nas czeka – mówi Kuba Przygoński, kierowca Automobilklubu Polski i Orlen Team.
Dzisiejszy odcinek specjalny zakończył się zwycięstwem Sebastiena Loeba, ale w klasyfikacji dziewięciokrotny mistrz świata ustępuje koledze z zespołu Peugeot, Stéphanowi Peterhanselowi aż o 5.32 minuty. Trzeci jest Cyril Despres (wszyscy Peugeot 3008 DKR)- znosi się na kolejny wielki triumf francuskiej ekipy!
Od początku dopingujemy załodze w Budggy, Eric Bernard i Alexandre Vigneau. Francuzi po przygodach powrócili do czołówki, zajmując siedemnaste miejsce. Brawo! Dziś odnalazł się Mikko Hirvonen, który zajął jedenaste miejsce…
Znakomicie spisali się nasi kierowcy quadów. Rafał Sonik był dziś trzecie (23.49 min.), a Kamil Wiśniewski – ósmy (52.36 min). Supersonik awansował na czwartą pozycję (5:33.01 godz.), a Kamil jest dziesiąty (8:05.02 godz.) i nadal jest najlepszym zawodnikiem w grupie quadów z napędem 4×4. Prowadzi zdecydowanie Siergiej Kariakin (Yamaha).
– Jestem sportowcem, więc choć ten skok w klasyfikacji bardzo mnie cieszy, to na pewno nie satysfakcjonuje. Na piaskach i w upale Argentyny wreszcie złapałem rytm, a dwa ostatnie dni to była prawdziwa rywalizacja twardych facetów. Taka, jaką najbardziej lubię. Wiem, że gdybym miał jeszcze parę dni przed sobą, mogłoby być znacznie lepiej – przyznał Rafał Sonik na mecie 11. etapu zmagań.
Piątkowy odcinek specjalny ponownie stanowił spore wyzwanie nawigacyjne. Zwłaszcza przez pierwsze 50 kilometrów, na których ciągnęły się nieregularne i poprzerastane roślinnością fale piasku. Nagrodą za przebycie tej wymagającej sekcji był bardzo szybki fragment w stylu rajdów WRC. To właśnie tam Sonik odskoczył większości rywali, ustępując tylko liderowi rajdu Siergiejowi Kariakinowi. Początkowo wyżej sklasyfikowany był również Argentyńczyk z polskimi korzeniami – Daniel Domaszewski, ale otrzymał 22 minuty kary i spadł z drugiego na czwarte miejsce.
– Nie było lekko, bo mój quad jest o 150 kg cięższy niż te z napędem na jedną oś. W tym piaszczystym terenie musiałem kilka razy stawać i regulować zawieszenie. Utwardzić je, by móc przeskakiwać z jednej fali na drugą. Potem, kiedy zrobiło się płasko, było już znacznie lepiej – relacjonował Kamil – debiutant.
– Dwa tygodnie temu ruszaliśmy z Paragwaju, stawiając sobie za cel wjechać razem na rampę w Buenos Aires. Od spełnienia tego założenia dzieli nas już bardzo niewiele. Kamil cały rajd jechał fenomenalnie, na znacznie trudniejszym w prowadzeniu quadzie niż wszystkie Yamahy. Teraz nie możemy stracić koncentracji, bo doświadczenie nauczyło mnie, że Dakar kończy się dopiero po wstawieniu sprzętu do parku zamkniętego na mecie – podkreślił Rafał Sonik, który w 2014 roku omal nie stracił drugiego miejsca, kiedy na dojazdówce do rampy odpadło mu koło.
W gronie motocyklistów Paweł Stasiaczek był 77. (2:12.26 godz.) i w tabeli wyników zajmuje 76. lokatę (18:45.12 godz.). Etap wygrał Joan Barreda Bort (Honda), ale lider Sam Sunderland (KTM) był czujny i bez problemu obronił prowadzenie.
Piątkowy odcinek był przedostatnim na tegorocznym Dakarze. Finałowy akcent rajdu będzie miał miejsce w sobotę. Rozpocznie się w Rio Cuarto 64-kilometrowym odcinkiem specjalnym. Następne zawodników czeka ponad 700 kilometrów dojazdówki. Nagrodą będzie upragniona meta w Buenos Aires.
Fot.: zespoły i Marcin Kin