Po ponad 24 godzinnej podróży motocykliści Orlen Team i Automobilklubu Polski dotarli do Mar Del Plata – miasta, w którym już 1 stycznia 2012 rozpocznie się 34. edycja Rajdu Dakar.
Po wylądowaniu w Buenos Aires ekipa rozdzieliła się. Zawodnicy pojechali prosto do hotelu, oddalonego o ponad 400 kilometrów od stolicy Argentyny, położonego w letnim kurorcie Mar Del Plata. Mechanicy natomiast przetransportowali się w stronę portu promowego odległego o około 100 km od lotniska by odebrać sprzęt rajdowy.
Odbiór przebiegł sprawnie i po zaledwie trzech godzinach ciężarówka serwisowa wraz z motocyklami, dwa samochody prasowe oraz camper – który będzie domem motocyklistów przez 14 etapów rajdu – były odebrane. Trzy godziny to całkiem niewiele biorąc pod uwagę fakt, że w zbliżającym się rajdzie startuje 186 motocykli, 170 samochodów, 76 ciężarówek oraz 31 quadów.
Argentyna przywitała zawodników Orlen Team i Automobilklubu Polski piękną aurą. W nadmorskim kurorcie przed południem termometry pokazywały 33 stopnie Celsjusza. Na plażach wylegiwali się młodzi ludzie, którzy właśnie rozpoczęli okres wakacyjny. Niesamowite doznania wzrokowe potęgowało położenie parku serwisowego, który został zlokalizowany nad samym oceanem i otoczony jest z jednej strony piaszczystą plażą, z drugiej portem marynarki wojennej.
– Być może takie ułożenie parku serwisowego nie jest przypadkowe, zawodnicy Dakaru to bardzo ważne dobro dla kibica południowoamerykańskiego – śmiał się Jacek Czachor.
Zawodników nie opuszczał dobry humor przez cały dzień. To ich ostatnie chwile, kiedy mogą pozwolić sobie na luzu.
– Dzisiaj mamy cały dzień dla siebie. Korzystamy z tego by przyzwyczaić organizmy do wysokich temperatur oraz innej strefy czasowej – powiedział Marek Dąbrowski.
– Zarzuciłem już wszelkie treningi. Dzisiaj nie będę już nawet biegał – dodał tytan pracy, Kuba Przygoński.
W przeciwieństwie do zawodników o dniu wolnym nie mogli mówić mechanicy, którzy musieli zbudować stanowisko ORrlen Team w parku serwisowym oraz przygotować motocykle do odbioru technicznego.
– Jest jeszcze cała masa roboty. Instalujemy na motocyklach szereg, dopuszczonych przepisami, części zamiennych oraz przedmiotów, które mogą decydować o ukończeniu odcinka specjalnego. Są to między innymi: narzędzia, dodatkowe śruby oraz mocowania, dętki na wypadek, gdyby przepalił się mus w oponie, sprzęt do pompowania tej dętki, czy dodatkowe tarcze sprzęgła. Wszystko to stanowi znaczną masę, którą musimy rozłożyć jak najbardziej równomiernie na motocyklu. A układ poszczególnych przedmiotów jest opracowany według indywidualnych preferencji danego motocyklisty. Dla przykładu w motocyklu Kuby nic nie dociąża przodu, u Jacka jest zupełnie inaczej. Ponadto musimy jeszcze zamontować szereg urządzeń nawigacyjnych wymaganych przez organizatora – opisuje Wojtek Szczepański, mechanik Orlen Team.
– Bardzo skrupulatnie sprawdzamy, czy wszystkie części zamienne są spakowane zgodnie z listą sporządzaną przez naszych inżynierów. Doskonale wiemy, co będziemy mieli w samochodzie i na jakie elementy możemy liczyć w razie usterki. Musimy również doskonale poznać usytuowanie tych rzeczy w samochodzie, by później nie tracić czasu w warunkach rywalizacji. Dlatego też wszystko dokładnie sprawdzamy razem z Jean-Marck’iem. Auto pod każdym względem jest w idealnym stanie. Rajdówka jest zupełnie nowa, a zespół pracuje nad znalezieniem jej idealnych setupów od dawna. Teraz nasze przygotowania ograniczają się do wyćwiczenia procedur – mierzymy szybkość zmiany koła, sprawdzamy większość elementów w silniku, które są narażone na awarie. W razie potrzeby będziemy wiedzieć, który sensor wymienić, jak to zrobić i jaka jest przyczyna awarii. Dążymy do wypracowania pewnego mechanicznego schematu działania, aby być maksymalnie szybcy – opowiadał w serwisie Krzysztof Hołowczyc.
– Wygląda na to, że wszystko jest ok. Nasi mechanicy wykonali kawał dobrej roboty. Przez dwa dni konfigurowali sprzęt pod kątem naszych potrzeb. Na pewno będziemy wprowadzać drobne modyfikacje w trakcie rajdu i dostosowywać sprzęt pod kątem specyfiki poszczególnych etapów, które są bardzo zróżnicowane – komentował kapitan zespołu, Jacek Czachor.
W tym roku na listach startowych wśród 21 Polaków znalazło się 3 quadowców, w tym Rafał Sonik. W najbliższej edycjo startuje on wespół z teamem Cameli Liparotti.
– W tym roku nadrzędnym celem będzie dotarcie do mety. Bardzo proszę wszystkich kibiców i sympatyków Dakaru o kierowanie ku nam, ku wszystkim zawodnikom z Polski pozytywnych emocji. Jedziemy dla was, dla polskich kibiców, dla Polaków, dla naszego kraju. Dlatego bardzo proszę, abyście trzymali kciuki, bo każdego dnia, kiedy przeżywamy kryzysy i kiedy mamy momenty załamania i słabości, tak jak każdy człowiek. Wtedy właśnie decydujące jest to, że powierzacie nam taką swoją wielką, sportową, pozytywną emocję. Będę jak co roku niczym mantrę powtarzał słowa: „meta durniu”. W tym roku mają one dla mnie szczególne znaczenie. Do zobaczenia i usłyszenia na starcie Dakar 2012 – powiedział Rafał Sonik.
W skład teamu Rafała Sonika, stanowiącego część Orlen Team wchodzi: 2 mechaników , terapeuta-masażysta-„człowiek od rzeczy niemożliwych” Stasiu Czopek, fotograf Jacek oraz Wojtek.
Wśród pozostałych Polaków znajdują się zawodnicy Carolina Team z Adamem Małyszem, R-SIXTEAM. na quadzie zobaczymy Łukasza Łaskawca oraz Maćka Albinowskiego.
Tymczasem jak ujawnił czeski serwis www.idnes.cz: “Zespół Carolina miał kasę od Porsche, ale auta, które zrobili nie nadawały się do niczego i nie ukończyły żadnego rajdu. Zapadła więc decyzja by kupić Mitsubishi Pajero od Czechów – od Zapletala – i jednocześnie zamówić u nich ciężarówkę serwisową”…
– Podczas większych imprez, takich jak igrzyska olimpijskie czy mistrzostwa świata, zdarzały się formalności, ale nie tyle. Sprzęt, który tu sprawdza się przed rajdem, tam kontrolowano po zawodach. Gdy coś się nie zgadzało, następowała dyskwalifikacja. Na szczęście u nas wszystko jest w porządku i za chwilę wjedziemy do parc ferme, skąd nie można już ruszyć samochodu. To czas na ostatnie chwile relaksu. Nie rozmawiamy nawet o trasie. Rafał stwierdził, że mam nie przeglądać żadnych map. On jest od tego, ja mam prowadzić. A ponieważ mu wierzę, jedziemy tam gdzie on kieruje – mówił Adam Małysz.
– Mój pierwszy odbiór administracyjny, przed rajdem w 2002 roku, trwał 6 godzin. Byłem głodny, płakać mi się chciało. Później było coraz łatwiej. Teraz mam już opracowany swój system i udało mi się załatwić wszystko w 55 minut. Sędziowie wiedzą, co było już sprawdzane i interesują ich tylko najważniejsze rzeczy. W sumie są to szczegółowe badania. Po zawodach jest jeszcze kolejne badanie techniczne by sprawdzić czy to wszystko, co skontrolowano tutaj się zgadza i czy nie było nieautoryzowanych zmian w trakcie rajdu – opowiada Rafał Marton.
Więcej na www.orlenteam.pl.
Zobacz też: RAJD DAKAR 2012: WILLI WEYENS – GALERIA.
Zobacz też: RAJD DAKAR 2012: WILLI WEYENS – GALERIA 2.
Zobacz: RAJD DAKAR 2012: WILLI WEYENS – GALERIA 3
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.