Pogoda płata figle nie tylko w Europie. Szósty etap Rajdu Dakar, z Fiambali w Argentynie do Copiapo w Chile: na skraju pustyni Atakama, został odwołany z powodu złych warunków atmosferycznych.
Chodzi o bezpieczeństwo: śnieg i lód mogą zagrażać nie tylko motocyklistom i kierowcom quadów, ale także załogom w samochodach. Władze zamknęły na noc przejście graniczne pomiędzy Chile, a Argentyną – przełęcz leżąca na wysokości 4700 m nad poziomem morza.
Stąd postanowiono, że uczestnicy przejadą etap w kolumnie. Szósty odcinek specjalny miał liczyć 247 kilometrów, zaś dojazdowy – 394 km.
W sobotę planowany jest szósty etap, wiodący z Copiapo do Antofagasty.
W klasyfikacji generalnej Rajdu Dakar prowadzi Stephane Peterhansel, a drugie miejsce zajmuje Krzysztof Hołowczyc (obaj w Mini All 4 Racing). Adam Małysz jedzie dalej mimo wczorajszego “dachowania” w Mitsubishi Pajero. Wśród motocyklistów lideruje Cyril Despres. Jacek Czachor jest na razie lepszy od Marka Dąbrowskiego. Kuba Przygoński obserwuje zmagania z serwisu.
– Dzisiaj jechaliśmy na wysokości 4700 metrów. W najwyższym punkcie przekraczaliśmy granicę i mieliśmy niepowtarzalną okazję podziwiać piękne widoki. To chyba jedyny moment na Dakarze, kiedy możemy sobie na to pozwolić, choć przyznam, że wolałbym rywalizację. Nie miałem żadnych problemów z różnicami ciśnień, jak również temperatur i rozrzedzonym powietrzem. Podobnie chyba większość zawodników. Pamiętam, że pierwszym razem, kiedy przejeżdżaliśmy przejście w Passe San Francisco, organizator ustawił mnóstwo punktów medycznych i butli z tlenem. Dzisiaj każdy radził sobie sam. Nie chcę się nastawiać, że będzie gorzej, ale lubię jechać OS po OS-ie, kiedy się rozkręcę. Szkoda, bo jutro będziemy otwierali drogę. Trasa zaplanowana na dziś była znacznie łatwiejsza, a jutro będzie pełno bardzo trudnych wydm. Z reguły ten, kto otwiera OS przegrywa go. Chciałbym więc jak najmniej stracić, a może nawet odjechać, ale wiem, że na wydmach będzie trudne otwieranie trasy. Kiedy jedziesz pierwszy zawsze może zdarzyć się jakaś nieprzewidziana przygoda. Czy Stephane, czy Nani lepiej czują taką trasę i łatwiej jest im znaleźć ten optymalny ślad. Na poprzednim odcinku specjalnym, który udało nam się wygrać, mieliśmy już założony ślad. Obserwowałem Stephana i zastanawiałem się, w jaki sposób on odnajduje optymalną drogę, często skręcał w miejscach, w których wydawało by się, że trzeba jechać prosto. Będzie dla mnie chyba jutro cięższy dzień, najważniejsze będzie znaleźć optymalne tempo – powiedział Krzysztof Hołowczyc.
– Nie jechaliśmy trasą odcinka specjalnego, gdzie wczoraj była śnieżyca. Zostaliśmy puszczeni inną przełęczą. Tam też były ślady świeżego śniegu, więc decyzja o odwołaniu ścigania dzisiaj wydaje się słuszna. Pokonaliśmy 650-kilometrową dojazdówkę do biwaku, z czego 350 biegło po szutrze, to też było męczące. Mogłem jednak przetestować, jak sprawuje się moja obolała ręka, na którą upadłem podczas wczorajszego wypadku. Jeszcze boli, jest trochę zdrętwiała, potrzeba co najmniej dwóch dni żeby wszystko było dobrze, ale da się jechać i jutro zobaczę jak się będę czuł podczas OS-u – mówił Jacek Czachor.
– Co roku jedziemy na 5000 m n.p.m. Ubrałem się bardzo dobrze, gdyż zawsze na tych wysokościach panują bardzo niskie temperatury. Zawsze organizm się mocno wyziębiał. Ale dzisiaj ze względu na odwołanie OSu puścili nas trochę później. Nawet czułem przyjemne słońce grzejące po plecach i nie wiem jaka tam była temperatura. Przerwa nie jest dobra dla rywalizacji. Jutro będziemy trochę wybici z rytmu. Po przerwie jest zawsze najwięcej wypadków. Trzeba się będzie trochę wdrożyć i znów odnaleźć swoje tempo – dodał Marek Dąbrowski.
– Od tej wysokości boli głowa i chce się spać. Na tym etapie wjeżdża się przez 180 km w górę, na wysokość 3 tysięcy metrów. Tam jest granica argentyńska, 120 km ziemi niczyjej i wjeżdża się do Chile. Najwyższa przełęcz ma ponad 4 700 metrów. Przy 4200 sprawdzałem coś w nawigacji i coś zaczęła mnie ćmić głowa. A później strasznie chciało się spać. Nastawiliśmy z Albertem muzykę na maxa i słuchaliśmy jakiegoś łupu cupu, by nie zasnąć. Albert czuł, że na chwilę zamknęły mu się oczy. Zrobiliśmy sobie przerwę na spacerek – zdradził Michał Krawczyk, pilot Alberta Gryszczuka z RMF Caroline Team.
– Tam u góry było ciężko. Powietrze rzeczywiście okazało się inne. Ale jechało się spoko. Rafał miał problemy i zasnął, wtedy mnie też zachciało się spać. Żeby się nie nudzić, wyjąłem aparat fotograficzny i zacząłem sobie robić zdjęcia. Muzyki nie słuchaliśmy, bo znowu rozładował nam się telefon. Wydmy chyba zawsze i na każdym robią wrażenie. To coś nieokiełznanego. W górach skalistych widać jakąś drogę. A na wydmach tego nie ma. Jedziesz tam, gdzie uznasz. No chyba, że jedziesz bardzo z tyłu i jest ślad. Ale czasem można się nadziać, bo ten ślad jest nie taki jak trzeba – mówił Adam Małysz.
– Wydmy to moja specjalność, wiec wczorajszy etap pojechaliśmy bardzo szybko…i gdyby nie dwie przygody – byłby dobry rezultat. Po przeskoczeniu ogromnych gór piachu urwał nam się pasek napędzający wentylatory i temp. silnika skoczyła do 120 C. Awarie usunęliśmy. Godzinę później znowu staliśmy zmieniając koło. W ciężarówce to rzecz niełatwa. Z drugiej strony ciągle się głowię skąd na pustyni gwoźdź do podkuwania koni!? Obie przygody zabrały nam około 1.5 godziny, ale nie zepsuły dobrego humoru. Dziś wkraczamy do Chile. Tam Atacama i Andy dadzą nam wszystkim zapewne jeszcze bardziej w kość. Kto to przetrwa ukończy Dakar… – dodał Jarek Kazberuk.
Z rajdu wycofał się Orlando Terranova, drugi na mecie podczas czwartego etapu. Jego pilot Andy Grider wyjechał do domu w Stanach Zjednoczonych – oficjalnie z powodów rodzinnych, nieoficjalnie z powodu nieporozumień z kierowcą.
Więcej na www.orlenteam.pl.
Zobacz też: RAJD DAKAR 2012: WILLI WEYENS – GALERIA.
Zobacz też: RAJD DAKAR 2012: WILLI WEYENS – GALERIA 2.
Zobacz: RAJD DAKAR 2012: WILLI WEYENS – GALERIA 3
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.