Wydawało się, że w tym roku Krzysztof Hołowczyc i Jean – Marc Fortin mają szansę stanięcia na podium w Rajdzie Dakar. Ich Mini All 4 racing spisywało znakomicie, a słynny Carlos Sainz nawet stawiał Hołka w roli faworyta do zwycięstwa.
Niestety źle zaczęło się dziać wczoraj, kiedy to w końcówce etapu reprezentant Orlen Team i Automobilklubu Polski popełnił błąd, który zakończył się “dachowaniem”. Strata na mecie nie była zbyt duża, choć zepchnęła polskiego kierowcę z drugiego na trzecie miejsce w klasyfikacji. Wydawało się, że wszystko jest jeszcze możliwe…
Dziesiąty etap wydawał się być bardziej “pod Mini” niż “pod Hummera”…
Niestety dramat zaczął się na 48. kilometrze dziesiątego etapu, kiedy to Mini zatrzymało się z powodów technicznych. Natychmiast pomocy Hołowczycowi udzielił Ricardo Leal Dos Santos. Okazało się, że pękł przewód wspomagania kierownicy, jednocześnie wyłączając hydrauliczny układ służący do podnoszenia auta w przypadku zakopania. Załoga zabrała się do naprawy, która pozwoliła kontynuować jazdę. Na punkcie kontroli czasu Hołek tracił 50.58 minuty do prowadzącego w tym miejscu Nani Romy.
Odcinek specjalny prowadził po wydmach i fesz-feszu, w takich warunkach nie dało się szybko jechać. Na drugim punkcie pomiarowym notował 31. czas, a jego strata do lidera jednak się powiększyła do 1:00.25 godziny.
Potem jednak Krzysztof Hołowczyc zatrzymał się ponownie. Trudno sterowne auto dość szybko zakopało się ponownie. Przejeżdżający samochód innej ekipy wziął załogę Orlen Team i Automobilklubu Polski na hol, jednak w jednym w bardzo wymagających miejsce trasy zerwała się lina i Mini utknęło na 232 kilometrze w wydmie. Nie było możliwości wyciągnięcia auta. Załoga musiała czekać na pomoc samochodu T4. Wspólnie z jego załogą Mini został doprowadzony do mety.
W klasyfikacji generalnej załoga Orlen Team i Automobilklubu Polski jest na 13. miejscu ze stratą do lidera wynoszącą 5.44.57 godz.
Trudno wyrokować na razie, czy awaria jest przyczyną wczorajszego wypadku, ale jest to bardzo prawdopodobne.
– Drugi raz z rzędu omija mnie podium. Przyczyną był mały przewód od wspomagania układu kierowniczego i jednocześnie hydraulicznego systemu podnoszenia samochodu w razie zakopania w ciężkim terenie. Ten przewód pękł i wypłynął z niego olej, nie miałem wspomagania przez wiele godzin walcząc po bardzo wymagających wydmach. Nie czuję rąk. Nie mogąc skręcać nie byliśmy w stanie ominąć ciężarówek stojących jedna przy drugiej. Stanęliśmy i się zakopaliśmy. Jedna z ciężarówek próbowała nas wyciągnąć, wtedy strzeliła lina i niczym pocisk uderzyła w naszą chłodnicę przebijając ją. Nie mogliśmy nic zrobić, musieliśmy czekać wiele godzin na samochód T4. Dla mnie rajd w zasadzie się już skończył, przyjechałem tutaj by walczyć o zwycięstwo, kiedy Robby Gordon został zdyskwalifikowany byliśmy na 2. miejscu, a tymczasem strata spowodowana tą awarią zniszczyła nasze marzenia. Oczywiście wsiadam jutro za kierownicę i walczę. Będę jechał dla zespołu natomiast ten rajd nie będzie sprawiał mi już tyle radości – powiedział Krzysztof Hołowczyc.
– Prawdziwi fighterzy nigdy się nie poddają. W tym rajdzie już prowadziliśmy, osiągnęliśmy również zwycięstwo etapowe, teraz przydarzyła nam się awaria. Wiemy, że ta awaria nie jest z naszej winy i to jest bardzo frustrujące. Jesteśmy jednak cały czas w rajdzie. Jutro musimy się skoncentrować na drodze i wiemy, że to będzie trudne. Ale taki jest sport, mamy 21. pozycję startową i jedziemy dalej – dodał Jean-Marc Fortin.
Jutro załoga wystartuje jako 21. Zespół skorzystał z przywileju priorytetu, który mówi, że zawodnik może startować z wyższej pozycji niż ta, którą zajął na OS-ie dnia poprzedniego. 21. pozycja dla bardzo szybko jadącego Hołowczyca oznacza i tak przebijanie się przez kurz wielu załóg.
Problemy techniczne miał także Robbi Gordon, który reperował Hummera.
Adam Małysz w Mitsubishi Pajero został dziś sklasyfikowany na 33 miejscu (3:02.40 godz.). W klasyfikacji generalnej nasz debiutant jest 30-ty (16:18.28 godz.).
– To wynikło chyba z płynnej jazdy równym tempem. Zaraz na początku, w fesz feszu, przez 20 km wlekliśmy się za blokującą nas ciężarówką. Kiedy dogoniła nas, a później wyprzedziła następna, nasze auto ugrzęzło w zrobionych przez nią koleinach. Wydostanie stamtąd zajęło nam sporo czasu. Później staraliśmy się nadrabiać te minuty. Na wydmach nie daliśmy rady wspiąć się na jeden z podjazdów. Musieliśmy zawrócić i znów się zakopaliśmy. Następnie już wszystko poszło nam sprawnie i chyba stąd ten nawet niezły wynik. My jechaliśmy spokojnie i równo, mijając po drodze wiele zakopanych samochodów. Widzieliśmy nawet Krzysztofa Hołowczyca. Chcieliśmy mu pomóc, ale stwierdził, że i tak go nie damy rady go pociągnąć – relacjonuje Adam Małysz.
– To niespodzianka, ale przede wszystkim zaskoczyliśmy samych siebie, ponieważ ten etap nie układał się po naszej myśli. Już na początku odcinka wpadliśmy do dziury. Musieliśmy wysiąść, by podnieść auto i dopiero wtedy wyjechać. Straciliśmy też trochę czasu na wydmach. Tam zjechaliśmy z podjazdu, zmniejszyliśmy ciśnienie w oponach i udało się. Potem jechaliśmy już sprawnie, utrzymując niezłe tempo – analizuje Rafał Marton.
Niestety, załoga Małysz – Marton będzie od czwartku prawdopodobnie ostatnią rywalizującą w Dakarze w barwach RMF Caroline Team. Ponownie poważne kłopoty z samochodem mieli Albert Gryszczuk i Michał Krawczyk. W ich Mitsubishi Pajero przestały działać między innymi turbina oraz hamulce. Zawodnicy walczyli o ukończenie środowego etapu, ale o drugiej w nocy rajdowego czasu nie było ich jeszcze w bazie.
Piotr Beaupre, na odcinku 49 (7:40.36 godz.), w rajdzie zajmuje taką samą pozycję (23:41.09 godz.).
Etap wygrał Nani Roma przed Stephane Peterhanselem (strata 21 sekund), Ginielem De Villiersem (7.44 min.) oraz Robbi Gordonem (14.14 min.).
Peterhansel jest o krok od dziesiątego zwycięstwa w Dakarze – ma obecnie 1905 min. przewagi nad Romą oraz 19.51 min. nad Gordonem.
Dobrze na etapie z Iquique do Arici spisała się załoga R-SixTeam. Podróżująca na pokładzie Unimoga załoga w składzie Robert Szustkowski, Robert Szustkowski Junior i Jarek Kazberuk przebyła 337 km odcinka specjalnego w rewelacyjnym czasie zajmując w klasyfikacji 10. etapu 24. miejsce. W “generalce” są na 25 pozycji.
Niespodzianką wśród motocyklistów było etapowe zwycięstwo Joana Barreda Borda na Husqvarnie. Marc Coma był drugi o odrobił do Cyrila Despresa 2.07 minuty. Francuz prowadzi obecnie jedynie różnicą 21 sekund!
Reprezentant Orlen Team i Automobilklubu Polski Jacek Czachor był tym razem 20-ty (strata 35.58 min.), a obolały, błądzący dziś na trasie, Marek Dąbrowski – 52-gi (1:18.32 godz.). W klasyfikacji po 10. etapach Jacek jest 14 (3:40.48 godz.), a Marek – 34 (7:26.00 godz.).
– W tym rajdzie wystartowało wielu czołowych zawodników z różnych dyscyplin. KTM wypuścił motocykl w wysokiej, podobnej do mojego specyfikacji, który jest ogólnodostępny. Stąd tak duża konkurencja i walka o każdą sekundę w czubie stawki. Nie pamiętam takiego rajdu, żeby aż tak wielu zawodników wciąż się ścigało po dziesięciu dniach. Muszę cały czas kontrolować tempo, żeby trzymać swoją pozycję. Dzisiejszy etap rozpocząłem szybko, później zaczęły się wydmy, pod koniec których trochę pobłądziłem. W dalszej części nawigacja również nie należała do najłatwiejszych. Cały czas wszyscy zawodnicy czują oddech konkurencji na tylnym kole i musimy jechać bardzo skoncentrowani – komentował Jacek Czachor.
Jutro Jacek Czachor zamierza skorzystać ponownie z przysługującego mu prawa startu z wyższej pozycji niż wynika to z zajętego na etapie miejsca.
– Jestem już bardzo zmęczony dziesięciodniową rywalizacją, która daje się fizycznie we znaki. Dzisiaj mocno pobłądziłem na odcinku specjalnym i nadłożyłem sporo kilometrów. To dodatkowo potęguje zmęczenie. Jutro jednak znowu trzeba jechać, będę cisnął, gdyż bardzo chce zobaczyć metę w Limie i to jest mój główny cel – komentował Marek Dąbrowski.
W czwartek rajd wkroczy na terytorium Peru, etap biegnie z Aricy do Areqiupy. Trasa podzielona jest na dwa odcinki specjalne (534 dla motocykli i 478 dla samochodów). Dodatkowo na motocyklistów czeka etap maratoński. Oznacza to, że zostanie dla nich wytyczone specjalne obozowisko, na które wstępu nie będą miały pojazdy assistance. Motocykliści nie będą mogli również zmienić ogumienia między etapami.
Ostatni etap maratoński podczas Dakaru został rozegrany w 2007 roku (obóz Forum Zquid w Maroko).
– Jeśli chodzi o ściganie się w Peru to niestety, nikt niczego nie wie. Wszyscy powtarzają tylko, że będzie bardzo ciężko. Ale taki jest Dakar. Trzeba to przyjąć na klatę i jechać – mówi Rafał Marton z ekipy RMF Caroline Team.
Przenosiny do nowego kraju oznaczają zmianę czasu obowiązującego na rajdzie. W nocy ze środy na czwartek zegarki uczestników zostały cofnięte o dwie godziny. Dla mechaników to podarowane dwie godziny dodatkowego czasu na naprawy, dla zawodników dwie godziny snu więcej.
– Fajnie, ten czas się przyda – komentuje Adam Małysz. Ogólnie nie jestem zmęczony. Strasznie cieszę się, że ciągle jedziemy, a samochód jest cały. Natomiast po dotarciu do obozu odczuwam trudy poszczególnych etapów. Dobija mnie ten fesz fesz. Jest w uszach, w buzi, w nosie. Mimo, że mamy kaski, wbija się wszędzie. To strasznie męczy, szczególnie oczy …
Więcej na www.orlenteam.pl.
Zobacz też: RAJD DAKAR 2012: WILLI WEYENS – GALERIA.
Zobacz też: RAJD DAKAR 2012: WILLI WEYENS – GALERIA 2.
Zobacz: RAJD DAKAR 2012: WILLI WEYENS – GALERIA 3
POLECAMY: RAJD DAKAR 2012: KIEROWCA ZASNĄŁ – ZAŁOGA SZPITALU
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.