W tym roku na ulicy Karowej kibice będą mieli niepowtarzalną okazję, by poczuć smak Barbórki sprzed lat. Na starcie pojawią się legendarne samochody i zawodnicy, którzy na stałe wpisali się na karty rajdowej historii. Na prawym fotelu Fiata 125p zasiądzie Grzegorz Gac, Wicemistrz Europy i były pilot kolejnej legendy, Mariana Bublewicza.
* Jesteś związany z rajdami, także z Barbórką, od lat. Jak wyglądały początki?
– Szczerze? Nie pamiętam… Niestety pamięć ludzka, czyli moja jest zawodna… Ten pierwszy raz, który jest zawsze bardzo ważny musiał być gdzieś w głębokich latach 80…
* Ale na pewno jest coś, co szczególnie musiało utkwić w Twojej pamięci…
– Myślę, że rok 2002, gdy zupełnie nierajdowym, za to wyścigowym samochodem zajęliśmy 5 miejsce w generalce, co jest moim najlepszym wynikiem w Barbórce. To był absolutnie zwariowany rajd. Jechaliśmy z Robertem Kisielem pucharową Alfą Romeo 156. Sukcesem było, że zaledwie 160-konnym, przednionapędowym autem udało nam się „wbić” do grona załóg dopuszczonych do Karowej. Startowaliśmy jako bodaj piąta czy szósta załoga. Kilka pierwszych załóg jechało jeszcze po suchej, miejscami wilgotnej nawierzchni. Tuż przed naszym startem zaczął padać gęsty śnieg. Na szczęście mieliśmy opony zimowe, przezornie kupione dzień wcześniej na wszelki wypadek. Alfa i tak ślizgała się niemiłosiernie, ale udało nam się zyskać piąty wynik! Nasze zwykłe cywilne Goodyeary Ultra Grip okazały się najlepszym wyborem. Okazało się, że niewielu kierowców miało opony zimowe! Rywale kombinowali jak mogli – zakładali różne kombinacje miękkich deszczówek i ciętych slicków, ale nic to nie dawało. Jaki stąd morał? Karowa jest absolutnie nieobliczalna i nieprzewidywalna. To była Pani Karowa „at her best”!
* Wielu zawodników pamięta Barbórke nie tylko dlatego, że zajmowali w tym rajdzie wysokie pozycje. Często dzieje się tu mnóstwo ciekawych rzeczy, których w telewizji nie widać.
– Rzeczywiście, podczas Barbórki w 2004 doznałem najbardziej niecodziennej, a przy tym najbardziej „krwawej” kontuzji w karierze. To było na Żeraniu. Jedziemy z Robertem Kisielem. Szybka partia – długa prosta wzdłuż wału. Pełne hamowanie przed bardzo ciasnym prawym nawrotem. Samochód stawia bokiem do zakrętu nieco za wcześnie. Suniemy bokiem, ale wciąż jest szansa, aby zmieścić się w nawrót. Tuż przed nawrotem uderzamy przodem w krawężnik, gdy ja dyktuję Robertowi komendę. Gwałtowne szarpnięcie do przodu i wskutek uderzenia… ugryzłem się język! Wysiadamy z samochodu, podbiegają kibice i chcą wzywać pogotowie, bo mam pełne usta krwi! Bolało parę dni jak cholera, nie chciało się goić, ale w końcu nie miało wyjścia. Pomyśleć, na jakie kontuzje narażony jest pilot w czasie rajdu! Niestety, nie tylko ja ucierpiałem, auto również. Uszkodzony układ kierowniczy i koniec rajdu.
* W Barbórce startowałeś wiele razy, jak oceniasz to wydarzenie, bo na pewno nie można tu mówić wyłącznie o sportowym aspekcie rajdu.
– Barbórka to rajd absolutnie unikalny, bez wątpienia fenomen w świecie polskiego sportu motorowego choćby z tego względu, że jest to jedyna impreza, która nie ma poważniejszych problemów z pozyskaniem sponsorów. Niezwykła, magiczna atmosfera zimnego grudniowego wieczoru na Karowej, chyba najsłynniejszej rajdowej ulicy świata, blask sztucznego oświetlenia – to wszystko sprawia, że dziesiątki tysięcy kibiców co roku uczestniczą w tym widowisku, że każdy szanujący się kibic rajdów musi tam być. A kto był choćby raz, ten przyzna, że to coś niezwykłego. Nie wiem, z czym można to porównać, chyba tylko na swój sposób z Col de Turini, tyle że w środku miasta…
* Zdecydowana większość zawodników podkreśla, że Barbórka daje im okazję, by podziękować sponsorom i partnerom. Dlatego chcą się tu pojawić.
– Mówiąc językiem marketingowym, Barbórka to rajd segmentu premium. To coś ekstra… chociaż nie ekstradycja… (wielbiciele filmu „Miś” wiedzą o co chodzi). Szczególnie Karowa to coś wyjątkowego. Można by powiedzieć, że każdy chce się pokazać w telewizyjnej relacji na żywo, ale sądzę, że byłoby to duże uproszczenie. Są powody, niekiedy trudne do zdefiniowania, dla których pewne marki są uważane za bardziej prestiżowe od innych i tak samo jest z Barbórką, tyle, że tu powody są raczej znane. Wielki finał sezonu, wyjątkowy odcinek w centrum miasta na śliskiej nawierzchni, nieprzewidywalna pogoda, niezwykła atmosfera, kilkadziesiąt tysięcy kibiców, legendarny Szaja, relacja na żywo w „prime timie” w ogólnopolskiej telewizji – to recepta na wyjątkową imprezę.
* Czego życzyć Barbórce na przyszłość?
– Przede wszystkim spokoju. Nie zgadzam się, że Barbórka szkodzi zabytkom czy naturze. Na pewno nie szkodzi bardziej, niż codzienna eksploatacja ulicy. Barbórka, a zwłaszcza Karowa jest ważną częścią nie tylko sportowej tradycji Warszawy i nic tego nie zmieni. Szczęśliwie dostrzegają to władze miasta i dzięki ich wsparciu rajd odbywa się co roku bez problemów. Chcę też powiedzieć, że Barbórka ma wielką renomę w polskim światku rajdowym, ale także szansę, by wypłynąć na szersze, międzynarodowe wody. Coroczne zapraszanie gości z najwyższej półki – Makinen, Rovanpera, Schwarz czy Andreucci – to była doskonała robota, która wyrobiła rajdowi międzynarodową renomę. Teraz kibice czekają na pojedynki na Karowej naszej czołówki z liczniejszą międzynarodową stawką kierowców. Może nawet tych z najwyższej półki. Przyszłoroczna jubileuszowa 50 edycja byłaby znakomitą ku temu okazją.
* Po latach przerwy znów startujesz w Barbórce…
– Tak, zasiądę na prawym fotelu samochodu, w którym pod koniec lat 70 zaczynałem moją sportową karierę – będzie to Polski Fiat 125p. Startujemy w klasie legend, a moją legendą w fotelu kierowcy będzie jeden z najlepszych polskich kierowców lat 80 – Adam Polak. Nasz samochód powstał w fabryce na Żeraniu w roku 1979, a niedawno został zbudowany jako pojazd rajdowy przez firmę Tomka Jaskłowskiego TJ Motorsport. Tym samym egzemplarzem pod koniec stycznia pojedziemy z Robertem Burchardem w Rajdzie Monte Carlo Historique. Ale to nieco dalsza przyszłość. Na razie żyję wielką przygodą, jaką będzie start w Barbórce.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.