Koncerny motoryzacyjne coraz śmielej wprowadzają do swojej oferty samochody o alternatywnych źródłach napędu. Kierunek ten oczywiście nie jest przypadkowy.
Manifestacja bycia proekologicznym jest obecnie bardzo modna i pozwala na odwrócenie uwagi ekoświrów od reszty modeli z konwencjonalnym napędem.
Zobacz także:
INFINITI Q50 HYBRID AWD: PRAWDZIWIE PREMIUM (TEST)
RENAULT LAGUNA COUPE: STYL I CHARAKTER (TEST)
W rzeczywistości problem jest jednak znacznie głębszy. Czarne złoto tj. ropa naftowa powoli się kończy, a jej wydobycie będzie coraz bardziej kosztowne. Już dziś wizyta na stacji benzynowej przypomina raczej tą w urzędzie skarbowym, gdzie banda krwiopijców wysysa z naszych portfeli ostatnie miedziaki. A niestety będzie coraz gorzej. Jeszcze niedawno kwota 5 zł za litr benzyny lub oleju napędowego wydawała się żenującym żartem. Internet wrzał by przeprowadzać zmasowane bojkoty stacji benzynowych, a ówczesnemu prezesowi Orlenu najlepiej wbić widelec w oko. Były propozycje masowych protestów i paraliżu centrów dużych miast.
Finał tych zrywów jest jednak żaden a ceny na wybranych stacjach osiągały już poziom nawet ponad 6 zł. Niestety pozakulisowe słowa premiera, uwiecznione na słynnych taśmach, o siedmiu zł – nie wzbudzają już gniewu, a raczej poczucie totalnej rezygnacji. Każdy z nas kierowców po prostu wie, że prędzej czy później ceny osiągną ten pułap i dalej szybować będą w górę.
W tej sytuacji, gdy samochody z silnikami spalinowymi stają się dobrem coraz bardziej luksusowym, producenci by zadbać o swoje przyszłe wpływy szukają nowych rozwiązań. Konceptów jest wiele, ale na chwilę obecną największe nadzieje budzi napęd elektryczny. Przed innymi pomysłami ma on jedną podstawową zaletę – prąd da się łatwo wyprodukować na wiele sposobów bez użycia jakichkolwiek paliw kopalnych. Do dyspozycji mamy nie tylko energię jądrową ale także samą naturę tj. słońce, wodę i wiatr a tego w najbliższym czasie raczej nam nie zabraknie.
Problem jednak w tym, że wszystkie obecnie oferowane samochody z napędem w pełni elektrycznym są na etapie rozwoju telefonów komórkowych z początku lat 90 ubiegłego wieku. Kosztują horrendalne pieniądze, mają koszmarne problemy z zasięgiem a bateria po całonocnym ładowaniu starcza zaledwie na chwilę. Czy warto więc zawracać sobie głowę czymś, czym podróż autostradą z Warszawy do Gdańska (ok. 420 km) zajęłaby min. 22 godziny – z czego samo ładowanie po drodze wyniosłoby 16 godzin?
Na to pytanie spróbujemy odpowiedzieć przyglądając się bliżej Nissanowi Leaf-ofi który, jak twierdzi producent, zrewolucjonizował sposób myślenia o przyszłości rozwiązań mobilności.
NADWOZIE
Stylistyka Nissana Leaf-a nie ma nic wspólnego z wyglądem, przyjętym w większości dla tego typu aut, łazika księżycowego. Można wręcz powiedzieć że idealnie wtapia się w tłum klasycznych kompaktów a jego specjalny charakter zdradza jedynie kilka emblematów „Z@ro Emission”, charakterystyczne, mieniące się błękitem tylne światła oraz fikuśna antenka na dachu. Dotyczy to nie tylko wyglądu, ale także bryły i jej wielkości i proporcji. W dużej mierze przypomina Tiidę pierwszej generacji na której platformie bazuje.
Samochód zaprojektowano tak by maksymalnie ograniczyć opory powietrza. Przedni zderzak wraz z maską i szybą czołową tworzą jedną, klinowatą linię sięgającą dachu na wysokości głowy kierowcy i pasażera. Uwagę zwracają duże, wyłupiaste reflektory, klapka portu ładowania z bardzo dużym logo producenta oraz specjalne dyfuzorki na podszybiu. Wszystkie te elementy opracowano z myślą odpowiedniego poprowadzenia strumienia powietrza i zniwelowania tworzenia się zawirowań. Czynnik ten zdecydowanie wziął górę nad wyglądem który jest trochę bezpłciowy. Dotyczy to również profilu który psuje odstający tylny błotnik i zderzak przypominający nafaszerowany sylikonem tyłek Coco Austin.
Najlepiej obserwować samochód z tyłu. Tylna klapa wraz z szybą tworzą wrażenie wtopionych w masywny zderzak, długie kolumnowe światła i przedłużający linię dachu spoiler. Całość wygląda nowocześnie i naprawdę może się podobać.
WNĘTRZE
Wnętrze zdominowane jest przede wszystkim przez czerń. Jasno szare przełamanie znajdziemy wyłącznie na kierownicy, dżojstiku zmiany trybu jazdy oraz okolicy lampek oświetlających wnętrze na podsufitce.
Kształt deski rozdzielczej jest prosty i funkcjonalny. W centralnym jej punkcie znajduje się dotykowy ekran stanowiący multimedialne centrum dowodzenia systemem audio, telefonem, nawigacją oraz kamerką cofania. Poniżej znajdziemy prosty w obsłudze panel sterowania klimatyzacją składający się z 8 przycisków i dwóch pokręteł. Wszystko przejrzyste i intuicyjne.
Pozycja za kierownicą jest całkiem przyzwoita. Fotele, których tapicerka wykonana jest w 100% z … trzciny cukrowej, są obszerne i miękkie. Co prawda mają słabe podparcie boczne ale tego typu autem nie będziemy raczej bić rekordów przeciążeń na zakrętach. Ciężko też sprawdzić czy dłuższa jazda nie spowoduje zmęczenia gdyż… po prostu jest to niemożliwe. Zanim się zmęczymy po prostu zabraknie energii. Ciekawostką jest to że kierownica i wszystkie fotele – również te z tyłu – są podgrzewane. Luksus rodem z limuzyn klasy Premium!
Ilość miejsca dla pasażerów Leaf-a jest porównywalna do standardowych kompaktów z napędem spalinowym. Wbrew pozorom jest to ogromny atut gdyż w porównaniu do innych „elektryków” jest to komplement. Zmiany konstrukcyjne po modernizacji pozwoliły zwiększyć przestrzeń na nogi pasażerów w drugim rzędzie siedzeń oraz wygospodarować więcej miejsca w bagażniku.
Ten ostatni również robi duże wrażenie. Wynik 370 litrów pojemności bagażowej to wartość porównywalna z innymi klasycznymi samochodami w segmencie C. Jedyny minus to duży próg załadunku, mało regularny kształt i brak możliwości uzyskania płaskiej podłogi po złożeniu tylnych oparć foteli. Co by jednak nie mówić wśród innych aut elektrycznych Leaf naprawdę się wyróżnia!
UKŁAD NAPĘDOWY, JEZDNY, PROWADZENIE
Do napędu Leaf-a wykorzystano synchroniczny silnik zmiennoprądowy rozwijający moc 80 kW (109 KM) oraz moment obrotowy 254 Nm w zakresie 0 – 3008 obr./min. Wg. producenta pozwala on rozpędzić auto do prędkości 145 km/h a sprint od 0 – 100 km/h trwa 11,5 sek. Ciężko powiedzieć czy to brak wiary Nissana w swój produkt czy po prostu wrodzona skromność, gdyż w naszym teście udało się uzyskać bardziej optymistyczną prędkość 160 km/h, a osiągnięcie setki zajęło poniżej 10 sek. Co więcej testy przeprowadzaliśmy z trzeba osobami na pokładzie…
Nissan deklaruje, że Leaf-em na w pełni naładowanych bateriach będziemy w stanie pokonać nawet 200 kilometrów. Wynik ten wydaje się mało spektakularny choć z drugiej strony do codziennych dojazdów do pracy powinno w zupełności wystarczyć. Należy pamiętać jednak, że by osiągnąć taki dystans trzeba całkowicie ograniczyć zużycie energii przez inne urządzenia i przyjąć styl jazdy 80 letnich „kapeluszników”. Zapomnieć należy o radiu, klimatyzacji czy ogrzewaniu które potrafią zredukować nasz zasięg nawet do 130 km. Ponadto, zgodnie z zaleceniami producenta, ładowanie baterii nie powinno przekraczać 80 proc. z uwagi na oszczędzanie ich żywotności więc realnie Leaf-em pokonamy ok. 150 – 160 km.
Pełne ładowanie baterii w standardowym gniazdku zajmuje ok. 8 godzin. Czas ten może ulec zmniejszeniu o połowę ale pod warunkiem że znajdziemy specjalny punkt z szybkim ładowaniem. Na szczęście w Warszawie i innych większych miastach powstało już takich stacji kilkanaście. Niekwestionowaną zaletą takiej operacji jest to, że nie ponosimy żadnych kosztów związanych z ładowaniem. Należy tylko uważać by ktoś z lepkimi paluszkami nie podwędził nam kabla…
Nie należy spodziewać się po Leafie jakichś spektakularnych własności jezdnych. Stosunkowo miękkie zawieszenie zapewnia komfort przy przejazdach przez progi zwalniające ale traci przy precyzyjnym pokonywaniu zakrętów. Gdy napadniemy ciasny łuk ze zbyt wysoką prędkością Nissan ma tendencję do podsterowności.
Jednak znacznie częściej niż po zakrętach będziemy zapewne podróżować w korkach – a tu Leaf czuje się jak ryba w wodzie. Zasada jest prosta: jedziemy = płacimy, nie jedziemy = nie płacimy. Taka perspektywa naprawdę potrafi ukoić nerwy podczas „ślimaczenia” przed kolejną zablokowaną do remontu jezdnią.
Należy również zwrócić uwagę na jeden aspekt który dotyczy nie tylko Leaf-a, ale także wszystkich innych samochodów elektrycznych. Auto w trakcie jazdy nie wydaje żadnych odgłosów przez co staje się komfortowy dla pasażerów wewnątrz i bardzo niebezpieczny dla wszelkich stworzeń na zewnątrz. Należy bardzo uważać na wszystkich przejściach dla pieszych, rowerzystów oraz zwierzęta.
PODSUMOWANIE
Czy warto zainteresować się nowym Leafem? Odpowiedź nie do końca jest jednoznaczna.
Po prostu Leaf oraz wszystkie inne samochody z napędem elektrycznym nie są dla każdego. Podstawowym warunkiem jest możliwość swobodnego ładowania samochodu w nocy. Dlatego koniecznym jest posiadanie domku jednorodzinnego, miejsca na parkingu podziemnym z dostępem do gniazdka, albo osiedlowego garażu z podprowadzonym prądem. Jeżeli ten warunek jest spełniony to następnie należy dokładnie rozważyć czy jesteśmy w stanie zainwestować 126 tys. złotych w samochód którego spalinowy odpowiednik można nabyć w cenie ok. 60 tys. i który nie będzie ograniczony 80 kilometrami od domu.
Nissan Leaf bezsprzecznie jest jedną z najlepszych propozycji aktualnie na rynku. Przede wszystkim jest cywilizowanym narzędziem do poruszania a nie wózkiem zakupowym dla dzieci w supermarkecie. Zapewnia naprawdę dużo miejsca pasażerom i ma spory bagażnik. Jeżeli jego przeznaczeniem mają być codzienne dojazdy do pracy to jego zakup naprawdę ma sens.
Jasne że życie czasem będzie złośliwe i rano odkryjecie, że w nocy wyłączyli prąd albo zapomnieliście podłączyć wtyczki co skutkować będzie koniecznością pofatygować się komunikacją podmiejską, ale w normalnym trybie wybór elektryka wyda wam się sensowny (koszt pokonania 100 km w teście wyniósł ok. 8 zł).
Leaf jak każdy samochód elektryczny ma swoje ograniczenia ale znacząco oddalił się od przekonania, że jest to po prostu zwykły, nie do końca potrzebny gadżet.
Tekst i zdjęcia: Marcin Karaczun