Infiniti Polska udostępnił nam do testu najnowszego Q30. Wypożyczone auto miało także służyć potrzebom Biura Prasowego podczas PZM 73. Rajdu Polski, rundy Rajdowych Mistrzostw Świata.
Samochód pokazał się na mazurskich trasach, mogli go oglądać i podziwiać nie tylko kibice, ale także zawodnicy i oficjele. Wzbudzał zaciekawienie!
Zobacz relacje:
NFINITI: NOWE Q30 CZYLI SILNY GRACZ WŚRÓD KOMPAKTÓW PREMIUM
Na parkingu przed Hotelem Gołębiewskim w Mikołajkach, gdzie mieściła się baza Rajdu Polski, Infiniti stał dumnie zaparkowany obok Porsche, BMW, Mercedesów czy Ferrari…
Niestety testy okazały się stosunkowo krótkie. A to za sprawą kierowcy autobusu.
Dziennikarz NewsAuto.pl wykonywał manewr zawracania na jednej z bocznych ulic Warszawy. W momencie gdy go zakończył, z podporządkowanej drogi, stanowiącej wyjazd z zajezdni autobusowej wyjechał PKS. Auto pamiętało jeśli nie PRL, to bez wątpienia XX wiek. Pojazd uderzył w prawy bok Infiniti…
Redaktor wezwał Policję. Przybyli funkcjonariusze od razu stwierdzili, że winę za zdarzenie ponosi kierowca autobusu. Ale po chwili się zaczęło…
Kierowca autobusu natychmiast otrzymał wsparcie kolegów z innych stojących w zajezdni pojazdów. Przybył także dyżurny ruchu z budki stojącej po drugiej stronie ulicy. Za nim przyjechał radiowóz ów dyżurny zażądał od kierowców przestawienia pojazdów tak, aby nie tamowały wyjazdu z zajezdni. Wydawało się to dość logiczne. PKS cofnął się wgłąb zajezdni, Infiniti przesunęło się do przodu, zjeżdżając na pobocze.
Dyżurny ruchu i kierowca autobusu konwersowali przez pewien czas na uboczu, redaktor czekał na radiowóz…
Gdy przyjechała Policja, ów dyżurny ruchu wystąpił jako świadek mówiąc, że winę za zdarzenie ponosi kierowca Infiniti. Bo jego zdaniem samochód osobowy wjechał zbyt głęboko we wspomniany wyjazd z zajezdni i uderzył w stojący autobus (wersje pana były dwie – taka była ostateczna). Czy mógł widzieć sytuację z okna swojego baraku – jest to bardzo mało wiarygodne.
Był to jedyny świadek zdarzenia, zdania kierowców były odrębne. Miejsce zdarzenia nie było objęte monitoringiem (dziwne). Policja opierając się na zeznaniach świadka zaproponowała dziennikarzowi mandat karny bądź sporządzenie wniosku do sądu. Prywatnie informując, że szanse na wygranie sprawy są iluzoryczne, bo to strona przeciwna posiada argumenty w postaci świadka…
Niewinność stała się winą!
W takiej sytuacji może się w każdej chwili znaleźć każdy z nas kierowców. “Siła złego na jednego”!
Piszemy o tym, aby ostrzec. Dziennikarz popełnił ogromny błąd – nie wykonał dokumentacji fotograficznej w momencie zdarzenia. Jeśli coś się nam przytrafi – od razu róbmy zdjęcia. Mamy aparaty w telefonach. Nie słuchajmy “życzliwych” do momentu przyjazdu Policji, kierujmy się zasadą “ograniczonego zaufania” do osób postronnych znajdujących się w pobliżu. Oczywiści nie jest to proste – jesteśmy zdenerwowani, rozemocjonowani, podatni na sugestie. Myślimy wolniej.
Starajmy się więc zachować spokój, nie działać pod wpływem “chwili”. Woźmy też kamerki i wideo rejestratory. W takich wypadkach mogą nas ustrzec przed niesłusznym posądzaniem o spowodowanie rzeczy, których w rzeczywistości nie spowodowaliśmy. I przed bezradnością, w jakiej znalazł się nasz kolega… Przed złością i żalem, że nie może wykazać swojej niewinności!
Być może sytuację widzieli inni kierowcy, ale żaden z nich się nie zatrzymał i nie zgłosił. Szkoda. Jeśli nie będziemy w takich sytuacjach solidarni, za chwilę podobne odczucia bezradności i żalu będą towarzyszyć i nam. Wystarczyło tylko podać namiar (kontakt) na siebie, aby zatriumfowała sprawiedliwość.
I aby zgasł uśmiech (widzieliśmy go!) na twarzach tych, którzy wygrali: zwalili winę swojego kolegi na “frajera”…
Nie mamy natomiast żadnych zastrzeżeń do pracy policjantów. Nawet tego, że zmienili swoje początkowe zdanie. Widzieliśmy wszyscy, że jest to bicie głową już nie w mur, ale beton.
ANDRZEJ KARACZUN