W stawce samochodów, które wyruszyły na trasę tegorocznej, 40. edycji kultowego Rajdu Dakar pojawiła się Škoda Kodiaq. SUV pokonał liczącą prawie 10 000 km trasę wiodącą po pustyniach i bezdrożach Ameryki Południowej.
Model wybrał się na trasę wiodącą przez Peru, Boliwię i Argentynę jako samochód serwisowy zespołu rajdowego Barth Racing.
Zobacz także:
Tym sposobem stał się on pierwszą Škodą w historii, która wystartowała w tym pustynnym maratonie.
– Dokładnie sprawdziliśmy, czy marka kiedykolwiek brała udział w Rajdzie Dakar, choćby jako zapewniający wsparcie techniczne samochód serwisowy. Kiedy nie udało nam się znaleźć żadnej na listach startowych, postanowiliśmy to zmienić – powiedział Michal Burkoň, szef zespołu Barth Racing.
Burkoň dobrze zdawał sobie sprawę z wielkości wyzwania, jakie stawiał przed seryjnym egzemplarzem modelu Kodiaq.
– Głównym celem było pokazanie, że dobrze już znany z ulic SUV może poradzić sobie z ekstremalnymi warunkami rajdu, szczególnie tak trudnego jak Rajd Dakar. Samochód miał przejechać blisko 10 000 km trasą prowadzącą przez Peru, Boliwię i Argentynę – pustynie, wydmy, wyschnięte dna słonych jezior i błota – powiedział Michal.
Mający zmierzyć się z tą trasą Kodiaq nie został zmodyfikowany do tego celu w żaden specjalny sposób – został wybrany fabryczny egzemplarz w wersji wyposażenia Style z silnikiem 2.0 TDI, napędem 4×4 i siedmiobiegową skrzynią automatyczną DSG.
Obowiązki biało- niebieskiej Škody nie kończyły się na przejechaniu trasy od startu do mety każdego dnia.
– Nasz Kodiaq funkcjonował także jako minibus zespołu i przez cały czas krążył pomiędzy obozami i hotelami. W środku jest dość miejsca nawet dla siedmiu osób. Bardzo chwaliłem sobie także obecność adaptacyjnego tempomatu – niewątpliwie czynił moje zadanie choć trochę łatwiejszym. Seryjny samochód to z pewnością nie wyczynowa rajdówka – by się nią stać, musiałby zostać do tego celu gruntownie przebudowany. Bez problemu radzi sobie jednak z wyzwaniami terenowymi, które przed nim postawiono. Nasz pojazd przewoził mnóstwo rzeczy: namioty, śpiwory, ubrania, kamery, statywy, aparaty fotograficzne, drony, w końcu metalowe płyty, które wsadza się pod koła, gdy samochód się zakopie. To niesamowite, że to wszystko udało nam się zmieścić w jednym samochodzie – mówił kierowca, Vlasta Korec w Ameryce Południowej.
Michal Burkoň opowiedział także, jak dzielnie Kodiaq znosił bardzo dziurawe drogi Boliwii i niskiej jakości olej napędowy.
– Widzieliśmy wiele samochodów z dymem wydobywającym się spod maski. Nasz Kodiaq zniósł wszelkie przeciwności bez żadnych oznak słabości – podsumował Burkoň.