Z czasem czy innymi kierowcami możemy ścigać się praktycznie każdym samochodem. Ale kiedy chodzi o drift, to bez napędu na tył i odpowiedniej mocy nawet nie ma co stawać na torze.
Popularność jazdy bokiem w Polsce stale rośnie, przybywa również amatorskich zawodów i treningów, w czasie których można trenować kontrolowanie poślizgu w bezpiecznych warunkach.
Zobacz także:
Dlatego razem z Pawłem Trelą, jednym z najlepszych drifterów w Europie i konstruktorem samochodów sportowych, prezentujemy 8 modeli, które warto rozważyć na starcie przygody z driftingiem.
Ford Sierra
Sierra to model dobrze znany fanom motorsportu. Rajdówki oparte na tym aucie na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku szalały na odcinkach specjalnych Rajdowych Mistrzostw Świata. A w Polsce kojarzymy ten samochód przede wszystkim z legendarnym Marianem Bublewiczem. Dzięki seryjnemu napędowi na tył, solidnej konstrukcji i stosunkowo niskiej cenie Ford Sierra jest chętnie wybieranym autem przez początkujących drifterów.
Auto było dostępne również z rozmaitymi silnikami napędowymi – od motorów R4 o pojemności 1,3 l do jednostek V6, a nawet V8. Model nie jest jednak pozbawiony wad.
– Sam zaczynałem od Sierry, ale było to kilkanaście lat temu, kiedy na rynku wtórnym nie brakowało używanych egzemplarzy i części do tego auta. Dzisiaj nie jest już tak łatwo. Sama konstrukcja również nie jest idealna – auto swoje waży i nie prowadzi się najlepiej. Na Sierrę możemy się skusić, jeśli uda nam się dostać takie auto za okazyjne pieniądze. Ale raczej nie będzie materiałem na rozwojowy projekt – mówi Paweł Trela.
Opel Omega
Omega to konstrukcja zbliżona do Sierry – rodzinny samochód z napędem na tył. Auto powstało w dwóch generacjach, a ostatnia (produkowana w latach 1994 – 2003) dobrze nadaje się na pierwsze treningi driftu. Z racji niższego wieku samochód jest tańszy w zakupie i zdecydowanie łatwiej dostępny. Nietrudno jest też znaleźć egzemplarz z ponad 200-konną V-szóstką pod maską.
Niestety, w wielu mocniejszych specyfikacjach Omega jest wyposażona w automatyczną skrzynię biegów, która mocno ogranicza driftignowy potencjał auta. Samochód boryka się też z podobnym problemem, co Sierra – jest ciężki i nawet większy niż konkurent spod znaku Forda.
BMW serii 3
Kompaktowe BMW urosło już do miana legendy driftu i sięgają po nie zarówno amatorzy, jak i doświadczeni zawodnicy. Na zawodach driftingowych zobaczymy przeróżne wersje i generacje serii 3 – od już dość wiekowej E30, przez E46, do E92. Wśród początkujących największą popularnością cieszy się jednak odsłona E36, obecnie najtańsza w zakupie i utrzymaniu.
W przypadku tego auta najlepiej zwrócić uwagę na wersję 328i z motorem R6 2.8 o mocy około 190 KM.
– E36 jest bardzo dobrze znanym modelem w drifcie i zdecydowanie jednym z najbardziej opłacalnych. Z dostępnością części nie ma problemu, nie brakuje nawet tych tworzonych specjalnie z myślą o jeździe bokiem. Uwagę trzeba zwrócić jednak na dyferencjały i półosie, które ciężko znoszą większą moc, niż przewidział producent auta – mówi dwukrotny driftingowy mistrz Polski.
Lexus IS
IS od Lexusa jest bezpośrednim konkurentem serii 3 i również interesującą bazą na auto do driftu. Szczególnie, kiedy weźmiemy pod uwagę pierwszą generację modelu w wersji IS 300. W tym wariancie kompaktowego Lexusa wyposażono bowiem w legendarny silnik R6 3.0 2JZ w wolnossącej odmianie GE, znany chociażby z Toyoty Supry i bardzo ceniony w świecie driftu.
Chociaż fabrycznie jednostka wytwarza nieco ponad 200 KM, okazuje się niezwykle podatna na modyfikacje. Wyciśnięcie z niej 500 KM nie stanowi wielkiego problemu, a można pokusić się nawet o wyższe wartości.
– W aucie, którym startuje mam właśnie motor 2JZ-GE z dołożoną turbosprężarką. Na większej mapie silnik wytwarza około 860 KM oraz 1000 Nm i wytrzymuje takie wartości bez problemu. Nic dziwnego, że z tego motoru korzysta większość driftingowego świata – tłumaczy Paweł Trela.
Odmiany z silnikiem 2JZ kosztują więcej niż pozostałe warianty i występują niemal wyłącznie z automatem, bowiem w Europie ten motor nie był łączony z manualną skrzynią biegów. Części do Lexusa IS nie należą do najtańszych, jednak samochód słynie z bezawaryjności i jest ceniony przez użytkowników.
Lexus GS
Większy brat Lexusa IS to kolejna warta rozważenia propozycja do driftu. Tylnonapędowe auto jest produkowane od 1993 roku, a pierwsza i druga generacja modelu również występowały z silnikiem 2JZ. W ofercie była dostępna nie tylko wersja wolnossąca silnika, ale także podwójnie doładowana GTE. Pod maskę samochodu trafiały również solidne silnik V8 z rodziny UZ.
Zapaleni drifterzy muszą jednak pamiętać, że Lexus GS był zawsze oferowany wyłącznie z automatem. Rozważając ten samochód trzeba mieć również na uwadze większe rozmiary oraz cenę części do auta.
– Driftowóz zbudowany na Lexusie IS czy GS nie będzie najtańszy w budowie i utrzymaniu. Ale to solidne auta, które mogą okazać się rozwojową bazą. Szczególnie, gdy od razu wybierzemy odmianę z silnikiem 2JZ. Na polskiej scenie driftingowej nie są to popularne konstrukcje, więc wybór któregoś z nich pozwoli wyróżnić się wśród wielu BMW i Nissanów. Interesująca propozycja dla bardziej ambitnych i z grubszym portfelem – ocenia konstruktor.
Mercedes-Benz klasy C
Klasa C jest autem zbudowanym według podobnych założeń co IS Lexusa czy BMW serii 3. Model stworzono głównie z myślą o podróżowaniu w komforcie, ale i nim bez większych trudności poszalejemy bokiem na torze. Oczywiście pod warunkiem, że wybierzemy wersję z wystarczająco mocnym silnikiem.
Dla początkujących drifterów najlepszą propozycją będzie egzemplarz pierwszej generacji modelu, produkowanej w latach 1993– 2001 lub drugiej (2000– 07). Rozsądnie prezentują się wersje C200 Kompressor i C230 Kompressor, z doładowanymi benzyniakami 2.0 i 2.3 o mocy dochodzącej do 200 KM. Niestety egzemplarze z manualną skrzynią biegów są dosyć rzadko spotykane.
Volvo 900
Volvo pożegnało się już z napędem na tył, ale kiedyś sprawy miały się zupełnie inaczej. A modele z serii 200, 700 i 900 wychowały wielu skandynawskich rajdowców i drifterów, którzy za ich kierownicą ćwiczyli pokonywanie bokiem leśnych szutrów. Seria 900 wydaje się być dzisiaj najrozsądniejszą propozycją od szwedzkiego producenta.
Auto powstawało w latach 1990– 98, więc nie ma jeszcze kolekcjonerskiego statusu i dostaniemy je za mniej niż 10 tys. złotych, a dostępność części nie jest wielkim problemem. W ogłoszeniach znajdziemy egzemplarze z benzynowym silnikiem R6 2.9 o mocy 200 KM, który zapewni wystarczającą dawkę mocy na początek. Motor często występuje jednak z automatyczną skrzynią biegów.
– Stare, tylnonapędowe Volvo są ciekawymi propozycjami dla początkujących drifterów. Te auta zniosą naprawdę wiele, a ich długość sprawia, że mamy dużo czasu na opanowanie auta w drifcie. Wady? Na pewno dostępność części nie tak szeroka, jak w przypadku niemieckich konkurentów – ocenia Trela.
Mazda MX-5
Ciekawie prezentuje się również Mazda MX-5, szczególnie jej druga generacja o oznaczeniu NB. To niewielki, tylnonapędowy kabriolet, którego największymi zaletami są niska masa i rozsądne ceny. Auto kupimy już za około 10 tys. złotych, a z dostępnością części i kosztami utrzymania nie będzie problemu. Idealne auto do driftu? Nie do końca…
– MX-5 to ciekawe auto na start przygody z motorsportem – jest lekkie, małe i zwinne, dlatego cieszy się dużą popularnością na imprezach typu track day. Z pewnością nada się do pierwszych prób opanowywania poślizgów, ale jeśli myślimy bardziej poważnie o drifcie, to nie będzie tak łatwo. Mały rozstaw osi sprawia, że auto w poślizgu zachowuje się nerwowo, a fabryczne jednostki nie imponują mocą – mówi Trela.
Na liście zabrakło wielu legend driftingu, takich jak Toyoty Supra i Corolla AE86, Mazda RX-7 czy Nissany 200SX albo Skyline. Te modele oczywiście świetnie nadają się do jazdy w kontrolowanym poślizgu, ale mają dzisiaj kolekcjonerski status, więc nie dość, że trudno je zdobyć, to zyskują bardzo wysokie ceny. A koszty i dostępność części nie ułatwiają zadania.