Rozpoczął się karnawał, a z nim liczne bale i szaleństwo tańców. Wiele par wybierało się na słynne przedwojenne bale Chevroletem. Dlaczego? Bo była to najpopularniejsza przed wojną marka. W 1928 roku zdobyła połowę rynku!
Tradycje organizowania noworocznych balów są żywe wśród wielu grup zawodowych, a zwłaszcza plastyków i literatów. Do tej pory krążą liczne anegdoty o organizowanych przez artystów w okresie międzywojennym balach i zabawach. Przeszły one do legendy m.in. dzięki znakomitym nazwiskom uczestników: Hemara, Wierzyńskiego, Słonimskiego i Witkacego. Bale odbywały się w prywatnych mieszkaniach i restauracjach, jak np. krakowska Jama Michalikowa lub warszawskie: Oaza przy Wierzbowej, Ziemiańska na Mazowieckiej oraz Simon i Stecki na Krakowskim Przedmieściu.
W małym loszku tejże przechowywano najcenniejsze stare wina węgierskie. Butelka legendarnej kapki kosztowała 300 zł – równowartość miesięcznej pensji ministerialnego urzędnika średniego szczebla. Częstując alkoholem wypadało powiedzieć: „W ręce pana perswaduję”, na co dobre wychowanie kazało odrzec: „Pańska grzeczność moim obowiązkiem”.
Klasą samą dla siebie była restauracja i kawiarnia Adria przy ul. Moniuszki. Słynęła ona jednak nie tyle z dobrej kuchni, co z wyposażonego w obrotowy parkiet dancingu, mieszczącego 1 500 osób. W latach 30. po zmroku najsłynniejsze restauracje wabiły przechodniów neonami – nowością tamtego okresu.
W jaki sposób goście przybywali na bal? Głównie dorożkami, ale prawdziwym sznytem był przyjazd samochodem. Jakakolwiek limuzyna była obiektem westchnień i pożądania. Pozwalała zajechać na bal w cieple i bez brudzenia pantofelków i lakierków, bo rzadko który elegant chodzili w kaloszach. Dzięki przyjazdowi samochodem można było uniknąć tego, o czym pisał adiutant prezydenta Wojciechowskiego, podchorąży Henryk Comte, a mianowicie, że „na balu można spotkać wytwornego pana w niekoniecznie czystych lakierkach”.
Bale trwały do białego rana, a zabawę organizował wodzirej. Jego znakiem rozpoznawczym były przypięte na lewym ramieniu długie wstążki. Dbał, aby siedzące pod ścianą z mamusiami panienki, które nie miały zbytniego powodzenia, „przynajmniej od czasu do czasu poszły w pląsy”.
Na hulających całą noc uczestników przedwojennych zabaw czekały nieraz obfite, ciepłe posiłki. Jadłospis większych przyjęć nie różnił się od wystawnych obiadów. Były zupy, potem szły ryby, pieczyste z jarzynami, legumina, na deser sery i owoce. Do tego wina białe (z rybą), czerwone (z pieczystym) i szampan z deserami. Uczestnicy skromniejszych przyjęć zadawalali się zimnym bufetem, w którym prócz kanapek i sałatek zdarzał się kawior, zimne mięsa, torty i owoce. Można było schłodzić się lodami, zaś w głowie szumiał poncz. Ceny były odpowiednie…
Pod koniec lat dwudziestych u szczytu powodzenia były Chevrolety, które zdobyły połowę rynku. W 1928 roku marka sprzedała w Polsce 3 554 samochody, zaś w kwietniu kolejnego roku zaprezentowała model z 6-cylindrowym silnikiem. Właśnie to mocne i komfortowe auto stało się marzeniem wielu zmotoryzowanych. Znane z wysokiej jakości Chevrolety kupowali chętnie m.in. prawnicy lub lekarze. Samochód miał niezwykle nowoczesny, górnozaworowy, ponad 3-litrowy silnik oraz trwałą budowę.
Jego dzisiejszym odpowiednikiem jest m.in. Chevrolet Malibu, oferowany z 2,4-litrowym silnikiem, który, chociaż ma mniejszą pojemność, jest ponad 3 razy mocniejszy, bo osiąga 167 KM. Czterocylindrowa jednostka to konstrukcja z czterema zaworami na cylinder, która spala o ponad połowę mniej paliwa od legendarnej „szóstki” Chevroleta z lat 20. Nic dziwnego, że z tak mocnym silnikiem Malibu ma dobrą dynamikę. Auto rozpędza się od 0 do 100 km/h w zaledwie 9,5 sekundy – tym samochodem nie spóźnimy się na żaden bal. Model oferowany jest z 6-biegową skrzynią ręczną lub 6-stopniowym automatem, który podnosi komfort jazdy i pozwala kierowcy skupić się na wyborze toru jazdy.
Precyzyjnie mówiąc, prowadzący nawet nie musi sam wybierać drogi i zastanawiać się, jak najszybciej dotrzeć do celu. Wystarczy wpisać w nawigacji adres restauracji, a elektronika bezbłędnie wskaże drogę – jadąc na bal szkoda tracić czas na błądzenie.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.